Londyn, 08.03.2021 r.
W
nowy tydzień weszłam pełna wiary i optymizmu. Czułam się
bezgranicznie beztroska i nic nie mogło odebrać mi mojego
szczęścia. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, oczy promieniowały
niezdrowym blaskiem. W stanie euforii mogłabym przenosić góry,
gdyby zaszła taka potrzeba. Byłam absolutnie i niepoprawnie
zakochana, a to uczucie spowodowało, że unosiłam się nad ziemią.
Nigdy wcześniej nic podobnego nie czułam. Szkolne zauroczenia
ginęły w odmętach przy tym, co wypełniało mnie teraz. Serce
skakało mi w piersi, gdy tylko widziałam Kaia, miałam ochotę
tańczyć i śpiewać na ulicach mokrego i brzydkiego w tym okresie
Londynu. Byłam odmieniona i polubiłam tę zmianę. Kai był
przyczyną wszystkiego. Jeszcze rok temu nie miałam pojęcia o jego
istnieniu, przygotowywałam się do studiów spełniając marzenia
rodziców. Pół roku temu… Pół roku temu po raz pierwszy
poczułam, co to znaczy żyć, ale tak prawdziwie. Poznanie Niemca
okazało się najlepszym, co mogło mi się przytrafić. Mała wojna,
którą zaczęliśmy ze sobą toczyć od początku naszej znajomości
podsycała w nas ogień. Mogliśmy się kłócić, mogliśmy na
siebie wrzeszczeć… Taki był urok naszej relacji. Godziliśmy się,
by zaraz znów zacząć skakać sobie do oczu. Zakopywaliśmy topór,
by za chwilę znów go odkopać. Różniliśmy się, a jednocześnie
nasze charaktery ze sobą współgrały. Oboje byliśmy uparci i
za wszelką cenę staraliśmy się postawić na swoim. Przyznanie
racji drugiej osobie nie było w naszym stylu. Z każdym kolejnym
dniem poznawaliśmy się coraz lepiej, odkrywaliśmy nowe rejony,
zaznajamialiśmy się z tym, co wcześniej było dla nas obce. Ja
poznałam jego świat. Świat pełen meczów, treningów i
przepoconych koszulek. On poznał mój. Dopuściłam go do siebie.
Odkryłam się przed nim, pokazałam swoje prawdziwe ja. Zaufałam
mu, pozwoliłam otoczyć się opieką, gdy najbardziej jej
potrzebowałam. Wyjawiłam mu swoje pragnienia i spełniłam je, a on
się do tego przyczynił. Krążyliśmy wokół siebie, niepewni
uczuć drugiej osoby. Wysyłaliśmy sobie mylne sygnały, myliliśmy
drogi, rozchodziliśmy się i wpadaliśmy w swoje stęsknione
ramiona. To wszystko było po coś. Uświadomiliśmy sobie, że
udawanie nam nie wychodzi. Do głosu doszły uczucia, o których
wiedziały bliskie nam osoby. Otworzyli nam oczy, byśmy wspólnie
dostrzegli to, co oczywiste. Siebie. I to było najpiękniejsze.
–
Ziemia do Maddie! – Paula wyrosła
przede mną spod ziemi. Złapałam się za klatkę piersiową i
posłałam jej oburzone spojrzenie.
–
Chcesz mnie zabić?! – wyjąkałam
poprawiając torebkę.
–
Mojego imbecylka? – zrobiła niewinną
minę. – Nigdy! – Przyrzekła. – Za ile zaczynasz zajęcia?
–
Za godzinę – odpowiedziałam wpatrując
się w znajomy gmach South Bank University. Te mury były inne.
Bardziej przyjazne. I to w nich czułam się, jak w domu. Poczułam
przyjemne wibracje i mrowienie rozchodzące się po całym ciele.
–
To… Co ty tutaj robisz? – Paula
spojrzała na mnie z konsternacją.
–
Chciałam powtórzyć materiał do
kolokwium… – zaczęłam.
–
Daj spokój! – żachnęła się. –
Jestem przekonana, że wykułaś materiał na blachę. Zabieram cię
na kawę i nie przyjmuję odmowy! Mamy do omówienia wiele ważnych
spraw – Podkreśliła sugestywnie poruszając brwiami.
–
Paula… – podjęłam próbę.
Wiedziałam, że byłam na straconej pozycji, ale nie zamierzałam
odpuszczać. – To naprawdę ważne!
–
Kolokwium to drugorzędna sprawa! Ty i
Kai! Razem! W związku! To temat, który należy wziąć na tapet! –
tupnęła nogą i pociągnęła mnie na drugą stronę ulicy. Ugięłam
się. Blondynka również była cholernie uparta, co pokazała nie
raz, nie dwa. Z frustracją przekroczyłam próg kawiarenki
usytuowanej na rogu. Zapach kawy podziałał na mnie, jak narkotyk.
Zamówiłam karmelowe Cappuccino, a Paula mocną, czarną. Usiadłyśmy
z boku, z dala od innych osób, by nikt nam nie przeszkadzał.
Patrzyłyśmy na deszczową stolicę Anglii. – Zacznę od tego, że
nie umiem rozgryźć Sophii!
–
Co masz na myśli? – zmarszczyłam
czoło. Zjeżyłam się na samą myśl o niej.
–
Kiedy taktownie wyprosiłaś ją z
mieszkania Kaia, przyszła do nas. Była zła i naburmuszona.
Wypytałam ją, o co chodzi. Powiedziała mi o waszym małym zajściu.
Zarzekała się, że nie jest zazdrosna o Kaia, ale myślała, że
zabawi u niego troszkę dłużej. Tymczasem wy znów postanowiliście
nie wychodzić z łóżka, więc…
–
Rozmawialiśmy – wtrąciłam szybko. –
Dużo rozmawialiśmy.
–
O tym, jaką pozycję wypróbować w
danym momencie? – parsknęła śmiechem. Zakrztusiłam się kawą.
– Mam zapytać, czy czymś innym też się tak krztusiłaś, czy
przeszło gładko? – Zapytała puszczając mi perskie oko.
–
Paula!!! Jesteś chora! – pisnęłam
czując rumieńce.
–
Wiesz… Zawsze uważałam, że Kai ma
niebywale długie palce. Czy… Odpowiednio je wykorzystuje? –
posłała mi całusa.
–
Nic ci nie powiem – ucięłam. – Nic
a nic! – Dlaczego zeszłyśmy na ten temat? Mówiłyśmy o Sophii!
–
Ona pewnie też orientuje się w tej
kwestii… – przyjaciółka umilkła spostrzegłszy moją minę. –
Dobrze, nie dokończę tego – Skapitulowała. – Lubię ją i
wydaje mi się, że nie chce pchać się pomiędzy was… Nie ma co
zamartwiać się na zapas, prawda?
–
Prawda. To ze mną Kai jest w związku –
dumna wyszczerzyłam zęby. Dopiłam kawę czekając na Paulę.
Blondynka odprowadziła mnie pod budynek uniwersytetu rozczulając
się nade mną i Niemcem. Popukałam ją w czoło i zniknęłam w
pomieszczeniu. Zajęłam miejsce w sali wykładowej, a później na
nowo pochłonęła mnie dyskusja o seryjnych mordercach. Byłam
spełniona.
Londyn,
Stamford Bridge, 17.03.2021 r.
Utonęłam
w świecie piłki nożnej. Całkowicie pochłonął mnie ten temat.
Każdą wolą chwilę przeznaczałam na zapoznanie się z piłkarskim
żargonem, ogarnięcie zasad i zajmowanych na boisku pozycji.
Czasami oglądałam mecze z tatą, ale wtedy nie przywiązywałam do
tego większej wagi. Wszystko uległo zmianie, gdy w moim życiu
zawitał Kai. Paula ciągała mnie na mecze, a ja musiałam przyznać,
że podobało mi się to widowisko. Będąc wśród innych sympatyków
nie czułam się obco. Czułam, że ich rozumiem. Wkręciłam się w
te emocje, krzyczałam ile sił w płucach, dopingowałam i
wymachiwałam flagą, którą dostałam w prezencie od Timo. Z dumą
nosiłam koszulkę Kaia. Już nie po to, by zrobić mu na złość.
Teraz była to czysta przyjemność.
–
Ten rewanż powinien być formalnością,
prawda?! – Paula złapała mnie za ramię.
–
Mam taką nadzieję! – odkrzyknęłam.
– W pierwszym meczu to my byliśmy zdecydowanie lepsi, co pokazał
wynik!
–
Uwielbiam twój zapał i zaangażowanie!
– cmoknęła mnie w policzek. Zaśmiałam się głośno, choć
nerwy dawały o sobie znać. Liga Mistrzów była zdecydowanie innym
kalibrem. Byłam podekscytowana i równocześnie przerażona.
Atletico było mocnym przeciwnikiem, jednak wierzyłam, że to
Chelsea awansuje do ćwierćfinału tych prestiżowych rozgrywek.
Spotkanie od pierwszego gwizdka sędziego było ciekawe. Rywale chcąc
jak najszybciej odrobić starty ruszyli na naszą bramkę, jednak
obrona robiła swoje. Zaciskałam kciuki i przygryzałam wargi.
Chelsea miała przewagę w prowadzeniu piłki, jednak piłkarzom nie
udawało się zdobyć gola. Tempo było cholernie szybkie. Na
dziewięć minut przed końcem pierwszej połowy ożywiłam się. Kai
wypuścił Timo, a ten posłał przepiękną asystę do Hakima.
Objęliśmy zasłużone prowadzenie. – Timo, Timo, Timo! – Paula
przyłączyła się do wiwatów.
–
To nie on strzelił gola!
–
Ale asystował!
–
Ale akcja zaczęła się od Kaia!
–
Kai, Kai, Kai! – krzyknęła. –
Lepiej ci? – Uśmiechnęła się szeroko.
–
Odrobinę – przyznałam.
W
drugiej połowie Niebiescy skrupulatnie realizowali swój plan.
Wszyscy byli skoncentrowani i czuli, że są w stanie osiągnąć coś
wielkiego. Mądrze posyłali piłkę między sobą. Piłkarze
Atletico gubili się, pogrążyli się w chaosie. W doliczonym czasie
gry, wynik spotkania podwyższył zawodnik, który dopiero co wszedł
z ławki rezerwowych. Oszalałam wraz z Paulą, piłkarzami na boisku
oraz tymi, którzy dziś nie mogli zagrać. Końcowy gwizdek sędziego
był wybawieniem.
–
Chelsea, Chelsea, Chelsea! – zaczęła
Paula. Dołączyłam do niej schodząc na dół. Dobiegłam do Kaia i
zarzuciłam mu ręce na szyję.
–
Byłeś wspaniały! – wykrzyknęłam
rozpromieniona. – Naprawdę!
–
Dziękuję – wychrypiał, a potem
zrobił coś, o co bym go nie podejrzewała. Objął mnie mocno, a
następnie gwałtownie pocałował. Na oczach wszystkich. Czułam
wycelowane w nas kamery, ale zbagatelizowałam to. Z pasją
oddałam pocałunek. To był nasz moment. – Maddie… Wiesz, że
lada dzień zaczyna się przerwa reprezentacyjna? – Zapytał.
–
Tak – zmarkotniałam.
–
Pojedź ze mną do Niemiec –
powiedział. Zamrugałam powiekami. – Do mojego miasta, do mojego
domu. Pojedź ze mną – Poprosił.
–
Ale Kai… Jak to sobie wyobrażasz? Mam
studia i… I… – walczyłam ze sobą. Chciałam tego.
–
Możesz wziąć sobie tydzień wolnego,
sprawdziłem to – oznajmił. Zaskoczył mnie po raz kolejny w
przeciągu paru minut. – Maddie?
–
Pojadę z tobą do Niemiec, Kai –
obiecałam. Kolejny, długi pocałunek był nagrodą.
Niemcy,
Aachen, 22.03.2021 r.
Nigdy
nie byłam za granicą. Przyznałam się do tego Kaiowi podczas
jednej z naszych długich rozmów. Jeśli był zaskoczony, nie dał
tego po sobie poznać. Wziął sobie jednak do serca moje słowa i
postanowił spełnić to marzenie. Nie przypuszczałam, że wybierze
akurat swoją ojczyznę i rodzinny dom, ale od czegoś trzeba było
zacząć. Byłam śmiertelnie przerażona na myśl o spotkaniu
rodziców Kaia. Wiedziałam, że miałam już okazję ich poznać,
jednak wtedy okoliczności nie były sprzyjające. Przyłapali nas i
czułam, że doskonale zdawali sobie sprawę, z tego co robiliśmy,
zanim Niemiec otworzył im drzwi. Miałam nadzieję, że nie
uprzedzili się do mnie. Havertz zapewniał mnie, że mnie polubili,
ale wolałam przekonać się o tym na własnej skórze.
–
Jak bardzo się denerwujesz? – zapytał,
gdy przemierzaliśmy przez miasto. Aachen było znacznie cichsze od
Londynu. Ludzie się nie spieszyli, każdy miał tutaj czas na
pogawędkę, bądź pozdrowienie turystów. Kai zabawił się w
przewodnika, z czego ogromnie się ucieszyłam. Jego rodzinne miasto
było miastem uzdrowiskowym oraz specjalizowało się w
produkcji czekolady. Miałam wrażenie, że Kai odżył. Był
rozpromieniony, nie zamykały mu się usta. Chciał mi dogłębnie
pokazać, gdzie sięgają jego korzenie, pragnął, bym zapamiętała
każdy szczegół i jak najmniejszy detal. Uwielbiałam to.
–
Aż za – odparłam. – Ale… Może
nie będzie źle – Próbowałam się do tego przekonać.
–
Maddie, moi rodzice i rodzeństwo cię
pokochają! – zapewnił mnie i złączył nasze dłonie. To była
nowość w naszej relacji, ale dzięki temu drobnemu gestowi, ludzie
wiedzieli, że jesteśmy razem. Zgrupowanie reprezentacji miało
rozpocząć się za kilka dni. Mecze eliminacyjne do Mistrzostw
Świata wiele dla niego znaczyły. Chciał dać z siebie wszystko,
aby udowodnić swoją wartość. – Powinni już wrócić, więc
powoli możemy wracać – Powiedział. Zakręciliśmy. Kai obiecał
mi, że jutro pokaże mi swoje pierwsze boisko oraz pierwszy klub. Na
samą myśl czułam ekscytację. Dzięki tym informacjom byłam
jeszcze bliżej niego. – Zanim jednak wejdziemy w paszczę lwa,
chcę żebyś kogoś poznała – Oznajmił nieśmiało. Spojrzałam
na niego zdziwiona. Elementy układanki szybko wskoczyły na właściwe
miejsce. Słowa Pauli odbiły się echem w mojej głowie.
–
Osiołki?! – pisnęłam podekscytowana.
–
Tak, Osiołku – parsknął śmiechem.
Dałam mu kuksańca w żebra i pozwoliłam się prowadzić.
Wiedziałam, że Kai kocha zwierzęta, ale byłam zaintrygowana jego
miłością właśnie do osłów. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy.
Cieszyłam się, że w końcu opowie mi ich historię. Nagle
zatęskniłam za Baloo. Został w Anglii pod opieką Pauli. Blondynka
miała ręce pełne roboty przy nim oraz przy psie swoim i Timo. Mimo
to dawała sobie radę. – Jesteśmy – Otworzył bramę i
przepuścił mnie przodem. Jego rodzinny dom zamajaczył w
oddali. Szliśmy w ciszy, którą po chwili przerwało radosne
ryczenie. Szeroki uśmiech ozdobił przystojną twarz Kaia. Podążyłam
za nim. Niemiec wyciągnął rękę i przywitał się ze swoimi
czterema, uroczymi pupilami. Byłam oczarowana. – Podejdź, nie bój
się – Zachęcił mnie. Zrobiłam krok w przód i niepewnie je
pogłaskałam. Wyraziły swoją aprobatę. – To jest Toni, to Max,
Hope i Jackie – Wyliczył.
–
Słodkie imiona – przyznałam
obserwując. – Kai… Jak to w ogóle się zaczęło? – Spytałam
siadając na trawie. Niemiec usiadł obok mnie, nie spuszczając
wzroku ze swoich pupili. Jeden z nich wtulił głowę w jego ramię.
Nie mogąc się powstrzymać, wyciągnęłam z kieszeni telefon
i zrobiłam im zdjęcie, które automatycznie stało się moją nową
tapetą.
–
Nie do końca potrafię to wyjaśnić,
ale osły od zawsze były moimi ulubionymi zwierzakami – zaczął.
– Marzyłem o nich, odkąd sięgam pamięcią i nie spodziewałem
się, że pewnego dnia to marzenie się spełni. Rodzicie znali to
pragnienie i sprawili mi niespodziankę na urodziny. Dostałem od
nich prawo własności do dwóch osiołków – Mówił. Słuchałam
go z niezwykłą ciekawością. Od tej strony jeszcze go nie znałam.
– Potem przyszedł do nas kolejny, którego uratowaliśmy z rzeźni.
Na końcu dołączyła Hope – Zaśmiał się. – Zawsze czuję się
za nie odpowiedzialny i dbam o nie. Kocham spędzać z nimi czas. Jak
na razie jestem początkujący w tym temacie, ale nie ukrywam, że
chcę poszerzyć swoją wiedzę. Chcę im pomagać, by nie skończyły
zaszlachtowane – Dokończył.
–
Kai… To wspaniałe z twojej, z waszej
strony, naprawdę! Nie każdy by się na to zdobył. Widzę, jakie to
dla ciebie ważne – odezwałam się. – Tak wielu rzeczy jeszcze o
tobie nie wiem… – Westchnęłam.
–
Pamiętasz… Kiedyś wspomniałem, że
jeszcze nie jednym cię zaskoczę… Osiołku – szepnął.
–
Właściwie to… Dlaczego mnie tak
nazywasz? – zagryzłam wargę. – Kiedy Paula się o tym
dowiedziała, wyznała mi, że kochasz te zwierzaki. Nie potrafiłam
zrozumieć, czemu zwracasz się tak do mnie, skoro na początku się
nie lubiliśmy…
–
Bo byłaś i jesteś uparta jak one! Poza
tym jesteś urocza i rozkoszna. I ważna dla mnie – oznajmił
dobitnie. Wzruszona pociągnęłam nosem. – Maddie… W zasadzie
nigdy cię o to nie zapytałem… Czy oficjalnie zostaniesz moją
dziewczyną?
–
Zostanę – zapewniłam i złączyłam
nasze usta w pocałunku. Wyrażał więcej niż słowa. Włożyliśmy
w niego siłę, która nas scementowała.
***
Witam!
Są i osiołki! ^^