piątek, 11 czerwca 2021

Szesnasty

 Londyn, 08.03.2021 r.


    W nowy tydzień weszłam pełna wiary i optymizmu. Czułam się bezgranicznie beztroska i nic nie mogło odebrać mi mojego szczęścia. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, oczy promieniowały niezdrowym blaskiem. W stanie euforii mogłabym przenosić góry, gdyby zaszła taka potrzeba. Byłam absolutnie i niepoprawnie zakochana, a to uczucie spowodowało, że unosiłam się nad ziemią. Nigdy wcześniej nic podobnego nie czułam. Szkolne zauroczenia ginęły w odmętach przy tym, co wypełniało mnie teraz. Serce skakało mi w piersi, gdy tylko widziałam Kaia, miałam ochotę tańczyć i śpiewać na ulicach mokrego i brzydkiego w tym okresie Londynu. Byłam odmieniona i polubiłam tę zmianę. Kai był przyczyną wszystkiego. Jeszcze rok temu nie miałam pojęcia o jego istnieniu, przygotowywałam się do studiów spełniając marzenia rodziców. Pół roku temu… Pół roku temu po raz pierwszy poczułam, co to znaczy żyć, ale tak prawdziwie. Poznanie Niemca okazało się najlepszym, co mogło mi się przytrafić. Mała wojna, którą zaczęliśmy ze sobą toczyć od początku naszej znajomości podsycała w nas ogień. Mogliśmy się kłócić, mogliśmy na siebie wrzeszczeć… Taki był urok naszej relacji. Godziliśmy się, by zaraz znów zacząć skakać sobie do oczu. Zakopywaliśmy topór, by za chwilę znów go odkopać. Różniliśmy się, a jednocześnie nasze charaktery ze sobą współgrały. Oboje byliśmy uparci 
i za wszelką cenę staraliśmy się postawić na swoim. Przyznanie racji drugiej osobie nie było w naszym stylu. Z każdym kolejnym dniem poznawaliśmy się coraz lepiej, odkrywaliśmy nowe rejony, zaznajamialiśmy się z tym, co wcześniej było dla nas obce. Ja poznałam jego świat. Świat pełen meczów, treningów i przepoconych koszulek. On poznał mój. Dopuściłam go do siebie. Odkryłam się przed nim, pokazałam swoje prawdziwe ja. Zaufałam mu, pozwoliłam otoczyć się opieką, gdy najbardziej jej potrzebowałam. Wyjawiłam mu swoje pragnienia i spełniłam je, a on się do tego przyczynił. Krążyliśmy wokół siebie, niepewni uczuć drugiej osoby. Wysyłaliśmy sobie mylne sygnały, myliliśmy drogi, rozchodziliśmy się i wpadaliśmy w swoje stęsknione ramiona. To wszystko było po coś. Uświadomiliśmy sobie, że udawanie nam nie wychodzi. Do głosu doszły uczucia, o których wiedziały bliskie nam osoby. Otworzyli nam oczy, byśmy wspólnie dostrzegli to, co oczywiste. Siebie. I to było najpiękniejsze.
Ziemia do Maddie! – Paula wyrosła przede mną spod ziemi. Złapałam się za klatkę piersiową i posłałam jej oburzone spojrzenie.
Chcesz mnie zabić?! – wyjąkałam poprawiając torebkę.
Mojego imbecylka? – zrobiła niewinną minę. – Nigdy! – Przyrzekła. – Za ile zaczynasz zajęcia?
Za godzinę – odpowiedziałam wpatrując się w znajomy gmach South Bank University. Te mury były inne. Bardziej przyjazne. I to w nich czułam się, jak w domu. Poczułam przyjemne wibracje i mrowienie rozchodzące się po całym ciele.
To… Co ty tutaj robisz? – Paula spojrzała na mnie z konsternacją.
Chciałam powtórzyć materiał do kolokwium… – zaczęłam.
Daj spokój! – żachnęła się. – Jestem przekonana, że wykułaś materiał na blachę. Zabieram cię na kawę i nie przyjmuję odmowy! Mamy do omówienia wiele ważnych spraw – Podkreśliła sugestywnie poruszając brwiami.
Paula… – podjęłam próbę. Wiedziałam, że byłam na straconej pozycji, ale nie zamierzałam odpuszczać. – To naprawdę ważne!
Kolokwium to drugorzędna sprawa! Ty i Kai! Razem! W związku! To temat, który należy wziąć na tapet! – tupnęła nogą i pociągnęła mnie na drugą stronę ulicy. Ugięłam się. Blondynka również była cholernie uparta, co pokazała nie raz, nie dwa. Z frustracją przekroczyłam próg kawiarenki usytuowanej na rogu. Zapach kawy podziałał na mnie, jak narkotyk. Zamówiłam karmelowe Cappuccino, a Paula mocną, czarną. Usiadłyśmy z boku, z dala od innych osób, by nikt nam nie przeszkadzał. Patrzyłyśmy na deszczową stolicę Anglii. – Zacznę od tego, że nie umiem rozgryźć Sophii!
Co masz na myśli? – zmarszczyłam czoło. Zjeżyłam się na samą myśl o niej.
Kiedy taktownie wyprosiłaś ją z mieszkania Kaia, przyszła do nas. Była zła i naburmuszona. Wypytałam ją, o co chodzi. Powiedziała mi o waszym małym zajściu. Zarzekała się, że nie jest zazdrosna o Kaia, ale myślała, że zabawi u niego troszkę dłużej. Tymczasem wy znów postanowiliście nie wychodzić z łóżka, więc…
Rozmawialiśmy – wtrąciłam szybko. – Dużo rozmawialiśmy.
O tym, jaką pozycję wypróbować w danym momencie? – parsknęła śmiechem. Zakrztusiłam się kawą. – Mam zapytać, czy czymś innym też się tak krztusiłaś, czy przeszło gładko? – Zapytała puszczając mi perskie oko.
Paula!!! Jesteś chora! – pisnęłam czując rumieńce.
Wiesz… Zawsze uważałam, że Kai ma niebywale długie palce. Czy… Odpowiednio je wykorzystuje? – posłała mi całusa.
Nic ci nie powiem – ucięłam. – Nic a nic! – Dlaczego zeszłyśmy na ten temat? Mówiłyśmy o Sophii!
Ona pewnie też orientuje się w tej kwestii… – przyjaciółka umilkła spostrzegłszy moją minę. – Dobrze, nie dokończę tego – Skapitulowała. – Lubię ją i wydaje mi się, że nie chce pchać się pomiędzy was… Nie ma co zamartwiać się na zapas, prawda?
Prawda. To ze mną Kai jest w związku – dumna wyszczerzyłam zęby. Dopiłam kawę czekając na Paulę. Blondynka odprowadziła mnie pod budynek uniwersytetu rozczulając się nade mną i Niemcem. Popukałam ją w czoło i zniknęłam w pomieszczeniu. Zajęłam miejsce w sali wykładowej, a później na nowo pochłonęła mnie dyskusja o seryjnych mordercach. Byłam spełniona.


Londyn, Stamford Bridge, 17.03.2021 r.


    Utonęłam w świecie piłki nożnej. Całkowicie pochłonął mnie ten temat. Każdą wolą chwilę przeznaczałam na zapoznanie się z piłkarskim żargonem, ogarnięcie zasad 
i zajmowanych na boisku pozycji. Czasami oglądałam mecze z tatą, ale wtedy nie przywiązywałam do tego większej wagi. Wszystko uległo zmianie, gdy w moim życiu zawitał Kai. Paula ciągała mnie na mecze, a ja musiałam przyznać, że podobało mi się to widowisko. Będąc wśród innych sympatyków nie czułam się obco. Czułam, że ich rozumiem. Wkręciłam się w te emocje, krzyczałam ile sił w płucach, dopingowałam i wymachiwałam flagą, którą dostałam w prezencie od Timo. Z dumą nosiłam koszulkę Kaia. Już nie po to, by zrobić mu na złość. Teraz była to czysta przyjemność.
Ten rewanż powinien być formalnością, prawda?! – Paula złapała mnie za ramię.
Mam taką nadzieję! – odkrzyknęłam. – W pierwszym meczu to my byliśmy zdecydowanie lepsi, co pokazał wynik!
Uwielbiam twój zapał i zaangażowanie! – cmoknęła mnie w policzek. Zaśmiałam się głośno, choć nerwy dawały o sobie znać. Liga Mistrzów była zdecydowanie innym kalibrem. Byłam podekscytowana i równocześnie przerażona. Atletico było mocnym przeciwnikiem, jednak wierzyłam, że to Chelsea awansuje do ćwierćfinału tych prestiżowych rozgrywek. Spotkanie od pierwszego gwizdka sędziego było ciekawe. Rywale chcąc jak najszybciej odrobić starty ruszyli na naszą bramkę, jednak obrona robiła swoje. Zaciskałam kciuki i przygryzałam wargi. Chelsea miała przewagę w prowadzeniu piłki, jednak piłkarzom nie udawało się zdobyć gola. Tempo było cholernie szybkie. Na dziewięć minut przed końcem pierwszej połowy ożywiłam się. Kai wypuścił Timo, a ten posłał przepiękną asystę do Hakima. Objęliśmy zasłużone prowadzenie. – Timo, Timo, Timo! – Paula przyłączyła się do wiwatów.
To nie on strzelił gola!
Ale asystował!
Ale akcja zaczęła się od Kaia!
Kai, Kai, Kai! – krzyknęła. – Lepiej ci? – Uśmiechnęła się szeroko.
Odrobinę – przyznałam.
W drugiej połowie Niebiescy skrupulatnie realizowali swój plan. Wszyscy byli skoncentrowani i czuli, że są w stanie osiągnąć coś wielkiego. Mądrze posyłali piłkę między sobą. Piłkarze Atletico gubili się, pogrążyli się w chaosie. W doliczonym czasie gry, wynik spotkania podwyższył zawodnik, który dopiero co wszedł z ławki rezerwowych. Oszalałam wraz z Paulą, piłkarzami na boisku oraz tymi, którzy dziś nie mogli zagrać. Końcowy gwizdek sędziego był wybawieniem.
Chelsea, Chelsea, Chelsea! – zaczęła Paula. Dołączyłam do niej schodząc na dół. Dobiegłam do Kaia i zarzuciłam mu ręce na szyję.
Byłeś wspaniały! – wykrzyknęłam rozpromieniona. – Naprawdę!
Dziękuję – wychrypiał, a potem zrobił coś, o co bym go nie podejrzewała. Objął mnie mocno, a następnie gwałtownie pocałował. Na oczach wszystkich. Czułam wycelowane w nas kamery, ale zbagatelizowałam to. Z pasją oddałam pocałunek. To był nasz moment. – Maddie… Wiesz, że lada dzień zaczyna się przerwa reprezentacyjna? – Zapytał.
Tak – zmarkotniałam.
Pojedź ze mną do Niemiec – powiedział. Zamrugałam powiekami. – Do mojego miasta, do mojego domu. Pojedź ze mną – Poprosił.
Ale Kai… Jak to sobie wyobrażasz? Mam studia i… I… – walczyłam ze sobą. Chciałam tego.
Możesz wziąć sobie tydzień wolnego, sprawdziłem to – oznajmił. Zaskoczył mnie po raz kolejny w przeciągu paru minut. – Maddie?
Pojadę z tobą do Niemiec, Kai – obiecałam. Kolejny, długi pocałunek był nagrodą.


Niemcy, Aachen, 22.03.2021 r.


    Nigdy nie byłam za granicą. Przyznałam się do tego Kaiowi podczas jednej z naszych długich rozmów. Jeśli był zaskoczony, nie dał tego po sobie poznać. Wziął sobie jednak do serca moje słowa i postanowił spełnić to marzenie. Nie przypuszczałam, że wybierze akurat swoją ojczyznę i rodzinny dom, ale od czegoś trzeba było zacząć. Byłam śmiertelnie przerażona na myśl o spotkaniu rodziców Kaia. Wiedziałam, że miałam już okazję ich poznać, jednak wtedy okoliczności nie były sprzyjające. Przyłapali nas i czułam, że doskonale zdawali sobie sprawę, z tego co robiliśmy, zanim Niemiec otworzył im drzwi. Miałam nadzieję, że nie uprzedzili się do mnie. Havertz zapewniał mnie, że mnie polubili, ale wolałam przekonać się o tym na własnej skórze.
Jak bardzo się denerwujesz? – zapytał, gdy przemierzaliśmy przez miasto. Aachen było znacznie cichsze od Londynu. Ludzie się nie spieszyli, każdy miał tutaj czas na pogawędkę, bądź pozdrowienie turystów. Kai zabawił się w przewodnika, z czego ogromnie się ucieszyłam. Jego rodzinne miasto było miastem uzdrowiskowym oraz specjalizowało się w produkcji czekolady. Miałam wrażenie, że Kai odżył. Był rozpromieniony, nie zamykały mu się usta. Chciał mi dogłębnie pokazać, gdzie sięgają jego korzenie, pragnął, bym zapamiętała każdy szczegół i jak najmniejszy detal. Uwielbiałam to.
Aż za – odparłam. – Ale… Może nie będzie źle – Próbowałam się do tego przekonać.
Maddie, moi rodzice i rodzeństwo cię pokochają! – zapewnił mnie i złączył nasze dłonie. To była nowość w naszej relacji, ale dzięki temu drobnemu gestowi, ludzie wiedzieli, że jesteśmy razem. Zgrupowanie reprezentacji miało rozpocząć się za kilka dni. Mecze eliminacyjne do Mistrzostw Świata wiele dla niego znaczyły. Chciał dać z siebie wszystko, aby udowodnić swoją wartość. – Powinni już wrócić, więc powoli możemy wracać – Powiedział. Zakręciliśmy. Kai obiecał mi, że jutro pokaże mi swoje pierwsze boisko oraz pierwszy klub. Na samą myśl czułam ekscytację. Dzięki tym informacjom byłam jeszcze bliżej niego. – Zanim jednak wejdziemy w paszczę lwa, chcę żebyś kogoś poznała – Oznajmił nieśmiało. Spojrzałam na niego zdziwiona. Elementy układanki szybko wskoczyły na właściwe miejsce. Słowa Pauli odbiły się echem w mojej głowie.
Osiołki?! – pisnęłam podekscytowana.
Tak, Osiołku – parsknął śmiechem. Dałam mu kuksańca w żebra i pozwoliłam się prowadzić. Wiedziałam, że Kai kocha zwierzęta, ale byłam zaintrygowana jego miłością właśnie do osłów. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Cieszyłam się, że w końcu opowie mi ich historię. Nagle zatęskniłam za Baloo. Został w Anglii pod opieką Pauli. Blondynka miała ręce pełne roboty przy nim oraz przy psie swoim i Timo. Mimo to dawała sobie radę. – Jesteśmy – Otworzył bramę i przepuścił mnie przodem. Jego rodzinny dom zamajaczył w oddali. Szliśmy w ciszy, którą po chwili przerwało radosne ryczenie. Szeroki uśmiech ozdobił przystojną twarz Kaia. Podążyłam za nim. Niemiec wyciągnął rękę i przywitał się ze swoimi czterema, uroczymi pupilami. Byłam oczarowana. – Podejdź, nie bój się – Zachęcił mnie. Zrobiłam krok w przód i niepewnie je pogłaskałam. Wyraziły swoją aprobatę. – To jest Toni, to Max, Hope i Jackie – Wyliczył.
Słodkie imiona – przyznałam obserwując. – Kai… Jak to w ogóle się zaczęło? – Spytałam siadając na trawie. Niemiec usiadł obok mnie, nie spuszczając wzroku ze swoich pupili. Jeden z nich wtulił głowę w jego ramię. Nie mogąc się powstrzymać, wyciągnęłam z kieszeni telefon i zrobiłam im zdjęcie, które automatycznie stało się moją nową tapetą.
Nie do końca potrafię to wyjaśnić, ale osły od zawsze były moimi ulubionymi zwierzakami – zaczął. – Marzyłem o nich, odkąd sięgam pamięcią i nie spodziewałem się, że pewnego dnia to marzenie się spełni. Rodzicie znali to pragnienie i sprawili mi niespodziankę na urodziny. Dostałem od nich prawo własności do dwóch osiołków – Mówił. Słuchałam go z niezwykłą ciekawością. Od tej strony jeszcze go nie znałam. – Potem przyszedł do nas kolejny, którego uratowaliśmy z rzeźni. Na końcu dołączyła Hope – Zaśmiał się. – Zawsze czuję się za nie odpowiedzialny i dbam o nie. Kocham spędzać z nimi czas. Jak na razie jestem początkujący w tym temacie, ale nie ukrywam, że chcę poszerzyć swoją wiedzę. Chcę im pomagać, by nie skończyły zaszlachtowane – Dokończył.
Kai… To wspaniałe z twojej, z waszej strony, naprawdę! Nie każdy by się na to zdobył. Widzę, jakie to dla ciebie ważne – odezwałam się. – Tak wielu rzeczy jeszcze o tobie nie wiem… – Westchnęłam.
Pamiętasz… Kiedyś wspomniałem, że jeszcze nie jednym cię zaskoczę… Osiołku – szepnął.
Właściwie to… Dlaczego mnie tak nazywasz? – zagryzłam wargę. – Kiedy Paula się o tym dowiedziała, wyznała mi, że kochasz te zwierzaki. Nie potrafiłam zrozumieć, czemu zwracasz się tak do mnie, skoro na początku się nie lubiliśmy…
Bo byłaś i jesteś uparta jak one! Poza tym jesteś urocza i rozkoszna. I ważna dla mnie – oznajmił dobitnie. Wzruszona pociągnęłam nosem. – Maddie… W zasadzie nigdy cię o to nie zapytałem… Czy oficjalnie zostaniesz moją dziewczyną?
Zostanę – zapewniłam i złączyłam nasze usta w pocałunku. Wyrażał więcej niż słowa. Włożyliśmy w niego siłę, która nas scementowała.


***

Witam!

Są i osiołki! ^^ 

Zum Geburtstag Viel Glück, Kai!!! 💙

Więcej pięknych chwil, takich jak ta!





Pozdrawiam ;*