niedziela, 17 stycznia 2021

Dwunasty

Londyn, 13.02.2021 r.


    Wspaniale ci wyszło unikanie mnie – zadrwiłam zapinając spodnie. Kai warknął coś niezrozumiałego pod nosem. – Jestem pod wrażeniem twojej silnej woli – Klasnęłam 
w dłonie wyrażając podziw. W dalszym ciągu byłam na niego wściekła. Niemiec omiótł spojrzeniem gabinet fizjoterapeutyczny, upewniając się, że zatarł wszelkie ślady naszej obecności. – Dalej nie będziesz się do mnie odzywał? To, co wydarzyło się przed chwilą chyba złamało twoje postanowienia… – Przeszłam obok niego. Wstrzymał oddech.
Sprowokowałaś mnie – uciął krótko zmierzając do wyjścia.
Nie, mój drogi – zaoponowałam. – To ty wciągnąłeś mnie tutaj siłą! Miałam inne plany na to popołudnie! Na przykład… – Zaczęłam niewinnie.
Nie wymawiaj przy mnie imienia tego rudego okularnika! – zbulwersował się. Parsknęłam śmiechem. Zazdrosny był niesamowicie uroczy.
Nie to miałam na myśli – doprecyzowałam wychodząc za nim. Mroźne powietrze musnęło moje gorące policzki. Zdziwiłam się widząc majaczący na parkingu samochód Pauli. Przełknęłam ślinę zatrzymując się. Nie byłam gotowa na konfrontację z przyjaciółką! – Kai… – Szepnęłam.
Na mnie nie licz – puścił mi oczko i wsiadł do swojego cacka. Przeklęłam go na tysiąc różnych sposobów, po czym z wisielczą miną zajęłam miejsce pasażera obok Pauli. Przez krótką chwilę milczałyśmy. Ze zdenerwowania zaczęłam bawić się dłońmi.
Pachniesz seksem – rzuciła taksując mnie spojrzeniem. Mocniej ścisnęła kierownicę, ale nie ruszyła.
Nie seksem, Kaiem – sprostowałam uciekając wzrokiem.
Och, czyżby? – zironizowała. – To jedno i to samo! – Oceniła. – Wy naprawdę uprawialiście seks na stadionie?! Co was opętało? Nie mogliście na ten pierwszy wspólny raz wybrać dogodniejszego miejsca?! – Paula wyraziła swoje zdumienie. Raz kozie śmierć.
To nie był pierwszy raz – wyjąkałam cicho.
Słucham?! – pisnęła. – Jak to?! To kiedy był pierwszy?! Dlaczego ja nic o tym nie wiem?! – zbombardowała mnie ilością pytań.
Wiem że powinnam ci powiedzieć, ale, ale… Wtedy zamartwiałaś się domniemaną ciążą, nie chciałam zadręczać cię swoimi sprawami! – odparowałam broniąc się. Paula prychnęła kpiąco. – A pierwszy raz… Był… Na imprezie… Gdy zostaliśmy sami – Wyznałam. Blondynka przez parę minut kalkulowała coś w głowie.
Wtedy, gdy obydwoje nie odbieraliście telefonów przez cały weekend? – upewniła się.
Tak – odpowiedziałam. – Przynajmniej twój prezent się nie zmarnował – Zażartowałam chcąc rozluźnić atmosferę.
Zużyliście calutki kalendarz? – Paula zrobiła wielkie oczy.
Ponad połowę – wykrztusiłam.
I ochrzciliście każdy kąt w mieszkaniu? – dopytała.
N-nie – wymamrotałam z wahaniem. Zaczerwieniłam się po same cebulki włosów na wspomnienie naszych ekscesów pod prysznicem. I nie tylko. – Nic więcej ci nie powiem!
Nie przyszło wam do głowy, że mogłam przekłuć niektóre…? – rzuciła jakby od niechcenia. Zamarłam z szeroko otwartą buzią. Nie, nie, nie!
Nie byłabyś do tego zdolna! – krzyknęłam. Paula zaśmiała się głośno, w końcu odpalając samochód. Warknęłam opierając się o zagłówek. Miałam nadzieję, że stroiła sobie ze mnie żarty. Posłałam jej nieprzyjemne spojrzenie, z którego nic sobie nie zrobiła. Zatrzymała się pod sklepem, wyszła z niego po kilku minutach z butelkami wina w reklamówce. Wiedziałam, że czekała mnie spowiedź stulecia.


Londyn, 14.02.2021 r.


    Strach paraliżował mnie od środka. Tykające wskazówki zegara wygrywały przerażającą melodię, przez którą kurczyłam się w sobie. Nie powinnam się tak czuć przed wizytą rodziców, ale nie potrafiłam zapanować nad swoimi irracjonalnymi emocjami. Podjęłam decyzję, której miałam się trzymać. Za parę dni zaczynałam nowy semestr na wymarzonym kierunku. Kierunku, który przyniesie mi radość i spełnienie. Tego byłam pewna. Nie mogłam dalej spełniać ambicji rodziców, udawać, kłamać, oszukiwać. Żyłam dla siebie i to napędzało mnie do dalszego działania. Byłam zmotywowana, by odnieść sukces, udowodnić przede wszystkim sobie, że nie jestem słaba i udźwignę ten ciężar. Rodzice chcąc nie chcąc będą musieli zaakceptować i uszanować mój wybór. Pewnie będą rozczarowani, będą próbowali przekonać mnie do zmiany, wybić z głowy ten dziwaczny pomysł. Zacisnęłam zęby. Musiałam być twarda i nie ugiąć się pod naporem ich ostrych spojrzeń. Nerwowo poprawiłam poduszki na kanapie, wygładziłam bluzkę i spojrzałam na telefon. Zero powiadomień, wiadomości, prób kontaktu. Kai doprowadzał mnie do szału. Myślałam że po wczorajszym incydencie na stadionie zmieni zdanie, odezwie się, wyjaśni swoją nieprzemyślaną decyzję. Myślałam że cofnie swoje słowa, ale się pomyliłam. Sama do końca nie wiedziałam, co chciałam osiągnąć swoim zachowaniem. Niemiec był o mnie zazdrosny, to jasne, ale nie wykazywał chęci, by naprawić to, co jest między nami. Znów pękła między nami jakaś bariera, nie mogliśmy się opanować, w swoich ramionach znaleźliśmy ukojenie, w ciałach rozkosz. Pożądaliśmy siebie. Czy Kai naprawdę czuł do mnie tylko tyle? Pokręciłam głową, aby odgonić niepotrzebne w tym momencie łzy. Musiałam przyprzeć go do muru, zmusić do szczerej rozmowy. Musiał wyłożyć karty, tak żeby wszystko stało się jasne. To miał być nasz koniec? Niech powie mi to prosto w oczy, bez udawania. To miał być nasz początek? Niech wyjaśni mi od a do zet, co nim kierowało. Wtedy dojdziemy do porozumienia. Zasunęłam firankę słysząc dzwonek do drzwi. Przyoblekłam uśmiech na twarz i otworzyłam.
Cześć mamo, cześć tato – przywitałam się wpuszczając ich do środka.
Cześć, kochanie – odpowiedzieli zgodnie i odwiesili na wieszak odzież wierzchnią. Zaparzyłam kawę, podałam ciasto na stół i usiadłam obok nich z duszą na ramieniu. – Co u ciebie? – Spytała mama upijając łyk gorącej kawy.
Wszystko dobrze, a u was? – odpowiedziałam wymijająco. W skupieniu wysłuchałam ich wynurzeń, historii o nielubianych sąsiadach. Kiwałam głową, zgadzałam się z ich zdaniem. Bolał mnie żołądek. – Muszę wam o czymś powiedzieć – Poinformowałam zagryzając wargę.
Jesteś w ciąży? – mama zrobiła wielkie oczy.
C-co?! Nie! – zaprotestowałam gwałtownie. – To zupełnie nie chodzi o to! – Uspokoiłam ich. Tata odetchnął z widoczną ulgą. Skąd przyszedł im na myśl taki absurdalny pomysł?! – Chodzi o moje studia – Niepewnie zaczęłam.
Co z nimi? – mama obdarzyła mnie czujnym spojrzeniem. Nienawidziłam go.
Ja… Zmieniłam kierunek – wyrzuciłam z siebie. Zamknęłam oczy i policzyłam do dziesięciu. – Ekonomia nie była dla mnie – Dodałam. – Zgodziłam się wybrać ten kierunek, żeby nie było wam przykro. Doskonale wiecie, że moim marzeniem była kryminologia i to właśnie ją będę studiowała – Objaśniłam.
Ale… Maddie, coś ty najlepszego zrobiła?! – mama podniosła głos. – Podjęłaś tę decyzję bez konsultacji z nami. Co sobie myślałaś? Że poprzemy te pochopne działania i będziemy w spokoju patrzeć, jak niszczysz sobie życie? – Uniosła się. Struchlałam. Szukałam wsparcia w tacie, ale siedział z dziwnie zaciętą miną. Świetnie!
Pozwólcie, że sama będę decydować o swoim życiu. Mam je tylko jedno i chcę wykorzystać je jak najlepiej. Na wybranych przez siebie studiach. Po co mam robić coś, czego kompletnie nie czuję? Po co mam męczyć się na wykładach, ćwiczeniach i egzaminach, wiedząc że nie sprawia mi to radości? To się po prostu mija z celem! – próbowałam przekazać im swój punkt widzenia. Nieskutecznie. – Tato, powiedz coś!
Myślę, że mama ma rację – powiedział cicho. Spuściłam wzrok.
Nie możecie być tacy niesprawiedliwi! Doceniam to wszystko, co dla mnie zrobiliście, co poświęciliście, ale nie możecie wywierać na mnie presji! Będę studiowała kryminologię, czy się wam to podoba, czy nie! – oznajmiłam twardo.
Dobrze, kochanie. W takim razie… Radź sobie sama! Jeśli chcesz żyć swoim życiem, to radzę ci znaleźć sobie pracę, by opłacić to mieszkania i mieć co jeść – mama wstała z kanapy. Uśmiechnęła się lodowato. Takiego ciosu się nie spodziewałam. Naprawdę to powiedziała? Przecież była moją mamą. Powinna mnie wspierać, a nie dokładać zmartwień. – Jeśli zmądrzejesz, daj znać – Pożegnała się i wyszła. Posłałam tacie błagalne spojrzenie. Zakłopotany podrapał się po głowie. Nic nie powiedział. Wyszedł zostawiając mnie samą. Byłam na skraju.


    Nie przypuszczałam, że tata może być takim pantoflarzem. Rodzice zazwyczaj uchodzili za zgodne małżeństwo. Kłócili się, godzili, i tak w kółko, ale potrafili rozwiązać każdy napotkany na swojej drodze problem. Kiedyś tata miał swoje zdanie, umiał się sprzeciwić, postawić na swoim, ale gdzieś po drodze utracił ducha walki. Tak jakby jego zdanie zupełnie przestało się liczyć. Nie rozumiałam tego. A może nie chciałam rozumieć. Nie chciałam wnikać, wtrącać się w ich sprawy, w ich życie. W końcu byli dorosłymi ludźmi i mieli święte prawo do tajemnic i sekretów. Zdawałam sobie sprawę, że będą źli, ale nie przypuszczałam, że mama wytoczy najcięższe działa. Zakręciła mi kurek z pieniędzmi. Musiałam zacząć żyć na własną rękę, znaleźć pracę i pogodzić ją ze studiami. Jeśli myślała, że się ugnę, to srodze się pomyliła. Udowodnię jej, że dam radę. Utrzymam się. Na początku będzie ciężko, wiedziałam to, ale wyjdę na prostą. Na przekór im wszystkim. Mimo to zawiodłam się na nich. Powinni mnie wspierać i dodawać otuchy, a nie rzucać kłody pod nogi. Z ponurych rozmyśleń wyrwał mnie ostry dźwięk dzwonka. Czyżby wrócili, bo zrozumieli swoje postępowanie? To raczej nie wchodziło w grę.
Kai? – spytałam, gdy otworzyłam drzwi. Przywitało mnie radosne szczeknięcie. – Baloo! – Pisnęłam na widok białego szczeniaczka. Znacznie urósł od naszego poprzedniego spotkania.
Wpuścisz nas? – głos Kaia był niepewny, jakby przestraszony.
Baloo tak, co do ciebie muszę się zastanowić – prychnęłam biorąc pieska w ramiona. Polizał mnie po dłoni i zamerdał ogonkiem. – Wchodź – Rzuciłam robiąc mu miejsce. Podziękował cicho. Wyciągnął z torby jedzenie dla swojego pupila i ustawił je w kuchni. Zachowywał się, jakby był u siebie w domu. – Jeśli chcesz kawę, to sobie zrób – Powiedziałam znikając w salonie. Nie było tu zbyt wiele przestrzeni do zabawy, ale Baloo zupełnie to nie przeszkadzało. Zajął się rzucaną mu piłeczką i z dumą mi ją przynosił. Byłam w nim absolutnie zakochana. Kai wrócił po paru minutach z parującym kubkiem w dłoni. Omiótł spojrzeniem do połowy opróżnioną butelkę po winie i otwarte pudełko z pizzą. – Częstuj się, jeśli masz ochotę – Zaproponowałam. Niemiec usiadł obok mnie.
Chcesz pogadać? – zapytał wskazując na zestaw składający się z alkoholu i niezdrowego jedzenia. Wysnuł prawidłowe wnioski.
Nie teraz – ucięłam powracając do oglądania ukochanego serialu. Widziałam go już milion razy, ale nigdy mi się nie znudzi. Zupełnie nie przeszkadzała mi obecność Kaia. Podkuliłam nogi pod brodę i szczelniej opatuliłam się kocem.
Oglądasz Prison Break? – brwi mojego towarzysza powędrowały w górę.
Co cię dziwi? – mruknęłam obserwując Michaela i jego ekipę przygotowujących się do opuszczenia murów więzienia. Jako nastolatka byłam zadurzona w odtwórcy głównej roli. Moja fascynacja ciągle się utrzymywała. – To mój ulubiony serial – Wyjaśniłam sięgając po kawałek pizzy. Po krótkim niezdecydowaniu Kai uczynił to samo.
Mój też – przyznał z wahaniem. – Jak taki Osiołek jak ty połapał się w tak skomplikowanej fabule? – Spytał zaczepnie.
Kai! – oburzyłam się dając mu kuksańca w żebra. Zaśmiał się głośno powracając do oglądania. Byłam wykończona psychicznie i emocjonalnie. Nie miałam siły, by analizować jego zachowanie. Niemiec był zmienny jak pogoda. Unikał mnie, a za chwilę szukał mojego towarzystwa. Zachowywał się jak kretyn, by później rozczulać mnie swoimi tekstami. Westchnęłam głaszcząc Baloo za uchem. Zatrzymałam jeden z końcowych odcinków pierwszego sezonu i udałam się do kuchni po kolejną butelkę. Chyba nadużywałam alkoholu, ale w tym momencie miałam to gdzieś. Po drodze zgarnęłam drugi kieliszek i postawiłam go przed Niemcem.
Co cię trapi, Maddie? – spytał miękko.
Widziałam się dziś z rodzicami – powiedziałam szybko. – Krótko mówiąc nie zaakceptowali mojej decyzji. Mama odcięła mnie od pieniędzy – Wyznałam. Kai spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami. Później z jego ust posypała się lawina przekleństw i słów mówiących o niesprawiedliwym traktowaniu. Zgodziłam się z nim.
Poradzisz sobie? – bijąca od niego troska nie była udawana. – Możesz na mnie liczyć w każdej chwili – Zapewnił.
Żebyś później powiedział, że powinniśmy się unikać? – zadrwiłam. Wyraz jego twarzy uległ diametralnej zmianie. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale uciszyłam go machnięciem ręki. – Nie dziś, Kai. To nie jest rozmowa na dziś – Zahamowałam jego zapędy.
Przepraszam – wydukał cicho chowając twarz w miękkiej sierści Baloo. Moje przeklęte, zdradzieckie serce zabiło szybciej. Przyjęłam jego słowa milczeniem. Spędziliśmy pół nocy na oglądaniu serialu. Doszliśmy za połowę drugiego sezonu wymieniając się uwagami oraz spostrzeżeniami. Przekrzykiwaliśmy się jak dzieci, żartowaliśmy, omawialiśmy postępowanie postaci. Zasnęliśmy pod kocykiem, ciasno objęci, z Baloo wciśniętym pomiędzy nas.


***

Witam!

Nie ma Maddie lekko ^^ Ale Kai i jego piesek są lekarstwem na całe zło. 💛





Pozdrawiam ;*

niedziela, 3 stycznia 2021

Jedenasty

 Londyn, 28.01.2021 r.


    Regent’s Park był osnuty mgłą. Powietrze było ciężkie, jakby zapomniało, jak się oddycha. A może to byłam ja? Rozpaczliwie walczyłam o każde tchnienie, ale przeraźliwy ból w sercu mi to uniemożliwiał. Usiadłam na drewnianej ławce podkulając nogi pod brodę. Dziękowałam, że byłam sama. Nie chciałam, by ktokolwiek widział moją słabość, moje załamanie. Śnieg przestał sypać, jednak panujący mróz był nie do zniesienia. Wtuliłam twarz w ciepły szalik, nie mogąc objąć rozumem tego, co się wydarzyło. Słowa Kaia przeszyły mnie na wskroś. Wbił mi nóż w serce, zupełnie się z tym nie licząc. Wiedziałam, że był palantem, ale nie przypuszczałam, że potraktuje mnie jak zabawkę. 
W ulotnych chwilach odnosiłam wrażenie, że jest miłym i czarującym człowiekiem, jednak brutalnie się pomyliłam. Zamydlił mi oczy, by dostać to, czego chciał. Byłam głupia i naiwna wierząc, że naprawdę chce mnie, że może poczuł do mnie coś więcej. Nie rozumiałam tylko jednego. Po co zostawał u mnie tyle czasu? Po co karmił mnie czułymi słówkami, po co obdarowywał lekkimi pocałunkami, po co zachęcał do walki o marzenia? Potrafił być aż takim draniem? Pokręciłam głową. Musiało chodzić o coś innego. Nie wierzyłam, że może być aż takim egoistą, tak okrutnym facetem. Byłam zdeterminowana, by pójść do niego jeszcze raz, zmusić go do wyjawienia prawdy, ale jego słowa, które zadźwięczały mi w uszach, sprowadziły mnie na ziemię. Nic nie znaczący seks. Zacznijmy się unikać. Tak będzie lepiej. Mocniej zacisnęłam powieki. Został u mnie na weekend, zamknęliśmy się w swoim świecie, oddaliśmy się sobie tyle razy, pił kawę z mojego ekspresu, całował w czoło, tylko po to, by po kilku dniach rzucić mi w twarz, że to wszystko było pomyłką? Naprawdę aż tak bardzo się ze mną nie liczył? Może naprawdę byłam dla niego nikim. Może teraz siedział w mieszkaniu i rozpowiadał kumplom, że dałam się złapać w jego sidła, a on odprawił mnie z kwitkiem? Może odhaczył kolejny punkcik ze swojej listy przy moim imieniu? Miałam dość. Faceci nie byli dla mnie. Kai spowodował, że poczułam się jak dziwka. Chciałam go znienawidzić, ale moje serce natychmiast zaprotestowało. Byłam zakochaną kretynką. Musiałam podnieść się po tym ciosie, musiałam udowodnić mu, że nie dam sobą manipulować, że jego słowa mnie nie obeszły. Z tym postanowieniem podniosłam się z ławki prostując zdrętwiałe nogi. Ludzi zaczęło przybywać, mgła zaczęła opadać. Może przy innej okazji docenię piękno tego parku, może kiedy indziej zatrzymam się, by podziwiać znajdujący się w nim różany ogród, może wybiorę się do majaczącego w oddali zoo? Otarłam ostatnie łzy i ruszyłam przed siebie. Paula mnie potrzebowała.


    Dostrzegłam przyjaciółkę pod gabinetem lekarskim. Już z daleka widziałam, że cała drży. Krążyła w kółko, zaciskała dłonie, wypuszczała z ust mroźne powietrze. Szybko do niej podeszłam, nie chciałam, by przez dodatkową sekundę była sama.
Paula! – zawołałam. Blondynka odwróciła się na pięcie i przylgnęła do mnie z całej siły.
Maddie! Jak dobrze, że już jesteś! – odetchnęła z ulgą, po czym obdarzyła mnie zatroskanym i czujnym spojrzeniem. – Wszystko dobrze? – Zmarszczyła czerwony nos.
Tak, tak – zapewniłam ją. – Powiedz mi lepiej, jak ty się czujesz!
Bywało lepiej – mruknęła. – Chodźmy, chcę mieć to już za sobą! – Zarządziła wchodząc do środka. Ruszyłam za nią, po drodze potknęłam się o wystawną doniczkę. Zaklęłam pod nosem, czym spowodowałam u Pauli cichy chichot. Nie lubiłam szpitali, ani gabinetów lekarskich. Sam zapach przyprawiał mnie o mdłości. Zajęłyśmy miejsce na niewygodnych krzesłach. Paula schowała twarz w dłonie, jakby nie chciała widzieć otaczających ją ludzi. Poklepałam ją po ramieniu rozglądając się wokół. Na ścianach wisiały fotografie przedstawiające fazy porodu, noworodki oraz uśmiechnięte niemowlaki. Z nudów sięgnęłam po kolorowe czasopismo. – Dlaczego to tyle trwa? – Rzuciła w przestrzeń.
Uspokój się, zaraz twoja kolej – dodałam jej otuchy patrząc na zegar.
Wejdziesz tam ze mną, prawda? – upewniła się. Zagryzłam wargę.
Tak, przecież ci to obiecałam – powiedziałam. – Powiesz Timo?
Jeśli rzeczywiście jestem w ciąży, to nie będę miała wyjścia. Prędzej, czy później zauważy – roześmiała się. – Chociaż… To blondyn – Dodała po namyśle. – I stanowczo zbyt wiele czasu spędza z Kaiem, więc mógł przesiąknąć od niego głupotą – Zakończyła. Zacisnęłam usta. Cholerny Kai. – Maddie?
A jeśli okaże się, że nie jesteś w ciąży? – zgrabnie uniknęłam niechcianego tematu.
To też mu powiem… Ale najpierw muszę mieć pewność! – oznajmiła radośnie podnosząc się z krzesełka. Lekarz właśnie wywołał jej nazwisko. Weszłam za nią do gabinetu ignorując nieprzychylne spojrzenia innych. Parsknęłam pod nosem wyobrażając sobie, w jakim kierunku pomknęły ich myśli. Dodawałam Pauli otuchy swoją obecnością, w skupieniu słuchałam, jak odpowiada na pytania, z szybko bijącym sercem czekałam na wyniki badania. Z przyległego pomieszczenia wyszła biała, jak kreda.
Paula? – nacisnęłam na nią, widząc, że nie jest skłonna do rozmów. – Mam szykować kasę na chrzciny? – Rzuciłam chcąc rozładować napiętą atmosferę.
Nie! – pisnęła rzucając mi się na szyję. Lekarz taktowanie zasłonił usta. – Imbecylku, nie jestem w ciąży!
Mam ci gratulować? – prychnęłam czując wielką ulgę. Stara Paula do mnie wróciła.
Tak! – energicznie pokiwała głową. Pożegnałyśmy się i wyszłyśmy na zewnątrz. – Trzeba to uczcić! Chodź, zabieram cię na drinka! Ewentualnie kilka!
Ale… Paula, jest środek dnia!!!


Londyn, 07.02.2021 r.

    Przekopałam całe mieszkanie w poszukiwaniu teczki z potrzebnymi dokumentami, ale za nic w świecie nie mogłam jej znaleźć. Wściekła kopnęłam niczemu niewinną bluzkę, która zgrabnie wylądowała pod łóżkiem. Przecież nie mogłam jej zgubić! Przeczesałam włosy analizując, kiedy ostatni raz trzymałam ją w ręku. Otrzeźwiona, pstryknęłam palcami. Był początek tygodnia, byłam u Pauli, która pomagała mi wypełniać niezbędne formularze. Musiałam zostawić ją u przyjaciółki i Timo. Chwyciłam za telefon, mając nadzieję, że nie zepsuję im niedzielnego popołudnia.
Cześć, imbecylku – przywitała mnie ściszonym głosem. Moje brwi powędrowały w górę.
Stało się coś? Dlaczego szepczesz? – mruknęłam zakładając buty. – Zresztą! Muszę do ciebie przyjechać, pilna sprawa – Powiedziałam na wydechu.
Dziś? – blondynka zadrżała. – Maddie…
Wiem, że jest niedziela i chcesz spędzić czas z Timo, ale zostawiłam u was teczkę z dokumentami na studia. Cholernie jej potrzebuję! – wyjaśniłam. – Obiecuję, że tylko ją wezmę i już mnie nie będzie! – Zapewniłam.
Dobrze – skapitulowała. – Powinnaś jednak widzieć, że jest u nas Kai… I Sophia – Dodała po upływie paru chwil.
Och – westchnęłam. Z roztargnienia upuściłam szalik na podłogę. Schyliłam się po niego czując, że kręci mi się w głowie. – Nie obchodzi mnie to – Powiedziałam twardo.
To nie był nasz pomysł! Wpadli z niezapowiedzianą wizytą, nie mogliśmy ich nie wpuścić… – zaczęła się tłumaczyć.
Paula, daj spokój. Naprawdę mnie to nie interesuje – skłamałam. – Kai może robić, co chce i z kim chce – Gula pojawiająca się w moim gardle rosła z każdą sekundą. Odgoniłam łzy nie chcąc rozmazać makijażu. – Będę za jakieś pół godziny – Oznajmiłam i przerwałam połączenie. Osunęłam się po ścianie mrugając powiekami. Nie mogłam się rozpłakać. Nie przez niego. Nie znowu. Byłam otępiała. Wrócili do siebie? To dlatego tak mnie potraktował? A może byli ze sobą, zanim poszliśmy do łóżka? Czyżby dopuścił się zdrady i dręczyły go wyrzuty sumienia? Mógł posunąć się do czegoś takiego? Warknęłam zirytowana. Nie pozwolę, aby ten dupek mnie zniszczył.


    Bałam się tego spotkania. Bałam się swojej reakcji na jego widok, na ich widok razem. Zgodnie z tym, co postanowił, stroniliśmy od swojego towarzystwa. Przez półtora tygodnia zbywałam Paulę, migałam się od wspólnych wyjść tłumacząc się stresem związanym ze zbliżającą się wizytą rodziców. Mieli przyjechać dokładnie za tydzień. To był odpowiedni moment, by wyznać im prawdę, by przyznać się, że zrezygnowałam z ekonomii na rzecz kryminologii. Wcześniej liczyłam, że Kai mnie wesprze, pomoże mi przez to przejść, ale okrutnie się pomyliłam. Dla niego moje problemy nie miały najmniejszego znaczenia, co dobitnie mi udowodnił. Wolał spędzać czas ze swoją byłą, albo obecną dziewczyną spychając mnie na margines. Zrobił to, co obiecał. Nie pisał, nie dzwonił. Odciął się ode mnie, odgrodził się murem. Z ciężkim sercem nacisnęłam dzwonek. Paula 
w mgnieniu oka otworzyła drzwi.
Myślałam, że może dasz mi ją od razu… – zaczęłam skubiąc rękaw płaszcza.
Maddie! – wesoły głos Timo odbił się od ścian. – Wchodź! – Przybiegł na korytarz, by ucałować moje policzki.
Nie, nie, nie! – zaprotestowałam gwałtownie. – To znaczy… Przyszłam tylko po dokumenty – Powiedziałam nieskładnie.
Daj spokój, zrobię ci herbatę – zaoferował znikając w kuchni.
Nie powinnam tu przychodzić. Nie chcę się wpraszać – wymamrotałam.
Maddie, co z tobą? – Paula zrobiła zmartwioną minę. – Od kilku dni cię nie poznaję! Właź do środka, nie chcę słuchać żadnych wymówek! Kiwnęłam głową przechodząc do przestronnego salonu. Ucisk w sercu był nie do wytrzymania. Siedzieli obok siebie, śmiali się.
Cz-cześć – bąknęłam z trudem. Kai podniósł głowę. Obdarzyłam go najbardziej nienawistnym spojrzeniem. Skurczył się w sobie, zaczął unikać mojego wzroku, nie wiedział, jak się zachować. Sophia obdarzyła mnie promiennym uśmiechem. Nie znałam tej dziewczyny. Wydawała się być sympatyczna, miła i przyjazna, jednak od pierwszej chwili działała mi na nerwy. Sam fakt, że ona i Kai…
Dobrze cię widzieć – odezwała się. – Paula zdążyła mi opowiedzieć o nowym kierunku twoich studiów. To absolutnie fascynujące! – Próbowała wciągnąć mnie w rozmowę. Przyjaciółka posłała mi przepraszające spojrzenie. Odpowiedziałam na kilka pytań Sophii marząc o tym, by wyjść, by dłużej nie przebywać w obecności Kaia. Ciągle miałam przed oczami nasze pocałunki, nasze zbliżenia, niecierpliwe dłonie, porozrzucane ubrania… Miałam dość. Stanowczo miałam dość.
Będę się zbierać – rzuciłam dopijając herbatę. Zdawało mi się, że Niemiec jakby odetchnął z ulgą. Aż tak bardzo nie mógł mnie znieść? – Dzięki – Zwróciłam się do przyjaciółki, która oddała mi moją własność.
Powodzenia na studiach, Maddie! – Sophia mrugnęła do mnie. Kai zrobił zaciętą minę.
Dziękuję – wysiliłam się na uśmiech. Pożegnałam się z gospodarzami i wyszłam. W mojej głowie zrodził się plan, który miałam zamiar zrealizować za wszelką cenę.


Londyn, Stamford Bridge, 13.02.2021 r.


    Mecz z Newcastle nie rozpoczął się po myśli Chelsea. Piłkarze byli ospali, nie potrafili utrzymać piłki przy nodze, łatwo gubili koncentrację. Już w pierwszych minutach spotkania musieli uznać wyższość przeciwników. Kai zagubił się w środku pola, obrońcy nie dopilnowali rozpędzonego napastnika, co skończyło się golem. Kibice jęknęli z frustracją. Ja sama nie potrafiłam do końca stwierdzić, jak się czułam. Nie chciałam wyjść na wredną, ale pojawiła się we mnie satysfakcja, że to przez błąd Kaia rozpoczęła się cała akcja. 
Z drugiej strony pragnęłam, aby to drużyna Timo odniosła zwycięstwo. Ten sezon był prawdziwym rollercoasterem. Wygrane mieszały się z przegranymi, świetne występy były zastępowane znacznie słabszymi. Nie byłam żadną ekspertką, jednak z pomocą Pauli i Timo wkręciłam się w ten świat. Od czasu do czasu oglądałam mecze w telewizji, mimowolnie ściskałam kciuki i krzyczałam z radości. Nawet wtedy, gdy Kai wpisywał się na listę strzelców. Pierwsza połowa minęła, szybciej niż przypuszczałam. Paula siedziała obok ze zwieszoną głową. Timo spoczywał na ławce, ale czułam po kościach, że jeszcze pojawi się na boisku. Po mojej drugiej stronie miałam Martina, którego niecnie wykorzystałam. Zaprosiłam go na mecz chcąc utrzeć nosa Kaiowi. Chłopak przyjął moje zaproszenie, zapewne ciesząc się z widoku Pauli. Przyjaciółka nie pochwalała mojego zachowania, nie mogła rozgryźć, dlaczego postępuję tak irracjonalnie. Powiem jej prawdę, ale jeszcze nie teraz. Drugie czterdzieści pięć minut wyglądało inaczej. Przerwa podziałała na zawodników, jak kubeł zimnej wody. Walczyli, postawili na inteligentne zgrywanie piłki. Timo strzelił dwie bramki dające upragnione zwycięstwo. Blondynka pisnęła uszczęśliwiona machając do niego, jak szalona. Martin zmarkotniał, za co zaczęłam się obwiniać. Jednak gdy spostrzegłam mordercze spojrzenie Kaia, uniosłam się nad ziemią. Był zazdrosny. To mi wystarczyło.


    Co ten palant tyle czasu robi w szatni? – rzuciłam w przestrzeń patrząc na Paulę. Blondynka pokręciła głową posyłając mi błagalne spojrzenie. Doskonale wiedziałam, że nie podoba się jej mój plan, ale w tym momencie miałam to gdzieś. Położyłam rękę na ramieniu Martina i zacmokałam z irytacją. – Och, o wilku mowa – Wyszczerzyłam się.
Doigrasz się, imbecylku – osądziła podbiegając do Timo. Kai kroczył obok niego, iskry wściekłości odbijały się w jego oczach. Już schodząc z murawy nie miał zbyt wesołej miny. Byłam z siebie dumna.
Mamy do pogadania – obwieścił łapiąc mnie za dłoń. Wyrwałam się z jego uścisku.
Nie sądzę – odparłam słodko zmierzając do wyjścia.
Maddie, nie denerwuj mnie – nie przejmował się naszym towarzyszem. – Troszkę nam zejdzie, nie czekaj na nią – Skierował te słowa do Martina i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź ruszył ze mną w głąb stadionu. Próbowałam protestować, ale był zbyt silny. – Kim był ten cholerny okularnik?! – Wycedził przez zaciśnięte zęby wciągając mnie do pierwszego lepszego pomieszczenia. Oparł mnie o ścianę zamykając za nami drzwi.
To Martin. Wiesz o tym – odpowiedziałam zgodnie z prawdą, rozglądając się po przestronnym gabinecie fizjoterapeutycznym.
Dlaczego z nim przyszłaś?! Po co cały ten cyrk? Dlaczego paradujesz w mojej koszulce?! – odległość między nami malała z każdym jego słowem.
Chyba każdy ma prawo przyjść na mecz, zazdrośniku – powiedziałam i odepchnęłam go od siebie.
Nie jestem o ciebie zazdrosny, Osiołku – parsknął uciekając wzrokiem. – To ty jesteś zazdrosna o Sophię – Stwierdził.
Czyżby? – zironizowałam zbliżając się do niego. Przyciągnęłam go do siebie, zachłannie wbijając się w jego usta. Nie zaprotestował. Oddał mój pocałunek ze sporym zaangażowaniem. To było szaleńcze, gwałtowne, porywcze. Walczyliśmy o dominację, chcieliśmy pokazać swoją wyższość. Tym razem to ja wyszłam zwycięsko z tej batalii. Po omacku zrobiłam krok w przód i pchnęłam go na fotel. Usiadłam na nim okrakiem kołysząc biodrami. Momentalnie poczułam jego reakcję. Ścisnęłam jego chlubę, droczyłam się z nim leniwym dotykiem.
Przestań… Do cholery jasnej… Och, Maddie… – westchnął przymykając powieki.
Mam tak nie robić? – spytałam przejmując całkowitą kontrolę nad sytuacją. Ściągnęłam z niego koszulkę, opuszkami palców gładziłam napięte mięśnie. Drżał, błagał o więcej, pragnął mojego dotyku, pragnął mnie. – Jesteś taki słaby – Szepnęłam mu do ucha, cały czas ocierając się o jego męskość. Szukał mojego wzroku, gdy ja schodziłam pocałunkami coraz niżej. Złapał mnie za włosy. – Taki bezbronny – Droczyłam się z nim.
Maddie… – jęknął. – Przestań ze mną pogrywać!
Nie lubisz, gdy cię dotykam? – posłałam mu zalotne spojrzenie. Przepadł. Pociągnęłam w dół jego spodenki. – Widzę, że jesteś już gotowy – Przygryzłam jego ucho. Objął mnie mocniej.
Jesteś taka pociągająca… A w tej koszulce… Taka seksowna, taka… – dyszał rozpalony.
Mam w niej zostać? – wymruczałam. W jego oczach pojawił się ogień. Szybkim ruchem pozbył się moich spodni. Wstrzymałam oddech. – A jeszcze nie tak dawno temu nie mogłeś znieść mojego widoku w niej… – Wyskomlałam.
Czuję, że ty też jesteś przygotowana – wycharczał. – Nie waż się ściągać tej koszulki, nie w tej chwili – Powiedział. Nie minęła nawet sekunda. Poczułam go w sobie szybciej niż przypuszczałam. Zatraciłam się w nim bez reszty. Agresja, namiętność, mocne ruchy. Głośno dyszeliśmy dając się ponieść. Znów byliśmy blisko siebie. Były tylko nasze ciała, jedno przy drugim. Gorące, chętne. Były nasze mieszające się oddechy, pomruki i jęki. Była pasja, okrzyki spełnienia. Doszłam z jego imieniem na ustach. Oparłam głowę o jego umięśnione ramię pozwalając mu skończyć. Nic nie mówiliśmy. Nie musieliśmy. Mieliśmy się do siebie nie zbliżać. Mieliśmy się unikać. Po raz kolejny złamaliśmy tę obietnicę pogrążając się w sobie.


***

Witam!



Życzę Wam dużo szczęścia i weny w Nowym Roku! 💛🎇

Pozdrawiam ;*