niedziela, 20 września 2020

Drugi

Londyn, 22.10.2020 r.

    Ekonomia biznesu była najnudniejszym kierunkiem studiów na całej kuli ziemskiej. Do tej pory nie wiedziałam, co podkusiło mnie do tego wyboru! Z wisielczą miną spojrzałam na zegarek. Do końca wykładu pozostało niecałe pół godziny. Z westchnieniem ulgi dopiłam kawę, wyrzuciłam papierowy kubek do kosza i zadowolona pstryknęłam czarnym długopisem. Zamknęłam zeszyt słuchając ostatnich uwag prowadzącego o makro i mikroekonomii. Nic z tego nie rozumiałam! Z niewyobrażalną tęsknotą spojrzałam na puste miejsce obok. Paula nie pojawiła się na zajęciach od początku tygodnia. W ubiegły piątek zdecydowanie przesadziła z alkoholem! Pokręciłam głową nad jej zatruciem pokarmowym i jako pierwsza skierowałam się do wyjścia z sali, gdy tylko wykład dobiegł końca. Marzyłam o rozgrzewającej herbacie, która była idealna na panującą na zewnątrz pogodę. Deszcz nie ustawał, było szaro, buro i ponuro. Okazałe kałuże przypominały mi o irytującym Niemcu, którego miałam nadzieję już nigdy nie zobaczyć. Wyszłam przed budynek szukając parasola w torebce. 
A kuku! podskoczyłam w miejscu słysząc charakterystyczny pisk Pauli. Blondynka stała obok mnie i szczerzyła się szeroko.
Co ty tutaj robisz, wariatko? – spytałam. – Już odchorowałaś te piwa? – Mruknęłam.
Odchorowałam! – odparła dumnie. – Czuję, że marzysz o imbirowej herbacie! Idziemy na babskie ploteczki? – Wskazała na herbaciarnię znajdującą się tuż za rogiem. Przytaknęłam. Pokonałyśmy odległość w ułamku sekundy. Z ulgą powitałyśmy ciepłe powietrze. Znalazłyśmy stolik usytuowany w przyjemnym kąciku. Złożyłyśmy zamówienie. – Spodobał ci się Kai? – Rzuciła Paula. Co jej strzeliło do głowy?!
Zwariowałaś?! – pisnęłam. – To dupek i nikt więcej – Powiedziałam z wdzięcznością przyjmując filiżankę gorącej herbaty. Objęłam ją dłońmi, by rozgrzać skostniałe palce.
Daj spokój! Zyskuje przy bliższym spotkaniu – próbowała zmienić tok mojego myślenia.
Może, ale nie mam zamiaru się o tym przekonywać. Dla mnie to skończony palant – oznajmiłam zgodnie z prawdą. – Dlaczego w ogóle o nim rozmawiamy?
Chciałam poznać twoje zdanie o nim, ale jak widzę jesteś nieprzejednana – zaśmiała się. – Zupełnie jak on!
Ten człowiek mnie nie obchodzi. Nie po tym jak nazwał mnie osiołkiem! – wybuchłam czując ogarniającą mnie złość.
Nazwał cię osiołkiem?! – pisnęła Paula. Uciszyłam ją jednym spojrzeniem. Bezgłośnie przeprosiła innych klientów, po czym obdarzyła mnie czujnym spojrzeniem. – Naprawdę powiedział do ciebie: osiołku? – Zaakcentowała.
Tak! – oburzyłam się. – Jeśli ktoś tutaj jest osłem, to on!
Maddie… – Paula zaniosła się śmiechem. – Kai kocha osiołki od małego! Są jego ulubionymi zwierzakami i nie widzi poza nimi świata! To musi coś znaczyć! – Zadowolona klasnęła w dłonie.
Co?! – krzyknęłam parząc sobie język. – To nie może być prawda! – Zaprotestowałam gwałtownie.
Musiałaś mu się spodobać! Nie ma innego wyjścia!
Owszem, jest – warknęłam. – Paula, daj spokój. Ktoś taki jak on… – Zaczęłam, ale zabrakło mi języka w gębie, gdy przyjaciółka pokazała mi zdjęcie. Kaia obejmującego to urocze stworzenie. – Ojej! – Mimowolnie się rozczuliłam.
Ha! – krzyknęła triumfalnie. – Słodcy są, prawda?
Ten osiołek jest słodki. Kai nie – odparłam, choć uważałam zupełnie inaczej. Nie potrafiłam rozgryźć tego człowieka. Nie na tym etapie znajomości. Nie i koniec. – Możemy o nim nie rozmawiać? – Poprosiłam starając się nie zerkać na jego uśmiech. Cholerny Kai! Miałam go po dziurki w nosie! Paula uszanowała moją prośbę, lecz podskórnie czułam, że jeszcze do niej wróci. Kai Havertz. Czym jeszcze mnie zaskoczy?

Londyn, 26.10.2020 r.

    Nienawidziłam poniedziałków. Nienawidziłam wcześnie wstawać na zajęcia po weekendach spędzonych w rodzinnej miejscowości. Paula namawiała mnie na wspólne piątkowe wyjście, ale grzecznie odmówiłam, tłumacząc się obowiązkami. Dobrze wiedziałam, że skończyłoby się to spotkaniem Kaia, a tego za wszelką cenę chciałam uniknąć. Miałam go po dziurki w nosie, choć spotkałam go zaledwie dwa razy. Wykorzystałam dwugodzinną przerwę między nudnymi ćwiczeniami i udałam się do Starbucksa. Nie byłam wielbicielką kawy, ale na samą myśl o karmelowym Frappuccino pociekła mi ślinka. Paula wyskoczyła z Timo na szybki lunch, więc byłam skazana na swoje towarzystwo. Złożyłam zamówienie i z wdzięcznością opadłam na wygodne siedzenie. Potarłam zziębnięte ramiona patrząc na mokre ulice. Deszcz bębnił o szyby, jego krople odbijały się od parapetu, wędrowały w nikomu nieznaną drogę. Londyn znacznie różnił się od Dover, miasta w którym się wychowałam. Stolica Anglii tętniła życiem o każdej porze, przyciągała miliony turystów z całego świata, zachwycała swoimi zabytkami, budowlami i architekturą. Dover było spokojniejsze, ale widoki rozciągające się z przepięknych, białych klifów zapierały dech w piersiach. Uwielbiałam tam przesiadywać, patrzeć na morską toń, na rozbijające się fale. Czułam się wtedy wolna. Wiatr rozwiewał mi włosy, a ja miałam czas, by przystanąć, by pomyśleć, zastanowić się, co dalej. Byłam jedynaczką, rodzice całe życie poświęcili na to, abym mogła się rozwijać, zdobywać wykształcenie. Kochałam ich, jednak w wielu kwestiach nie mogliśmy się porozumieć. Uważali, że wybrany przeze mnie kierunek studiów to wspaniała przepustka do wymarzonej pracy. Idąc za ich tokiem myślenia wylądowałam na Uniwersytecie, na kierunku, na którym nie potrafiłam się odnaleźć. Nie przyznałam im się do tego, zawiodłabym ich, a to było ostatnie o czym marzyłam. Byli ze mnie dumni, poklepywali po ramieniu, czule się uśmiechali, gdy mijaliśmy się na korytarzach. Musiałam zacisnąć zęby i jakoś dać radę. Jeśli nie dla siebie, to dla nich. Upiłam łyk karmelowego przysmaku i wyciągnęłam z torebki zeszyt z Minnie. Miałam zamiar poślęczeć trochę nad cyferkami. Ktoś jednak skutecznie mi w tym przeszkodził.
Cześć, wariatko – Kai pojawił się znikąd. Zajął miejsce naprzeciwko i uśmiechnął się jak ostatni dureń.
Cześć, palancie – rzuciłam. – Co ty tutaj robisz? – Zapytałam ostrzej niż miałam w zamiarze.
Mam czas do treningu, a Timo buja się z Paulą – wytłumaczył zamawiając czarną kawę.
I to upoważnia cię do zabierania mi przerwy? – zmrużyłam oczy. Nic z tego! – Inne stoliki są wolne – Wskazałam ręką na ten znajdujący się najbliżej.
Jesteś niemiła – stwierdził. – Paula powiedziała, że chciałaś mnie widzieć. Szepnęła, gdzie możesz być – Nonszalancko wzruszył ramionami. Przysięgam, kiedyś wyrwę jej język.
Chyba coś jej się przewidziało. Naprawdę, nie mam ochoty na twoje towarzystwo – burknęłam popijając Frappuccino.
Jak możesz pić to świństwo? – wzdrygnął się. – To bomba kaloryczna! – Oznajmił tonem eksperta.
Odezwał się – odgryzłam się, kiedy na stoliku wylądowało jego zamówienie. Skrzywiłam się czując zapach tego paskudztwa. Zwróciłam uwagę na karteczkę wciśniętą w ucho białej filiżanki. – Co to? – Zainteresowałam się.
Chyba numer telefonu – parsknął śmiechem i mrugnął do młodej dziewczyny stojącej za ladą. Posłała mu perskie oko i wyeksponowała biust. Cholera jasna! Dlaczego mnie to obeszło? Dlaczego poczułam wzbierającą się we mnie zazdrość? – Co jest? Skąd ta zdegustowana mina?
To żałosne – stwierdziłam chowając zeszyt.
To że ty nie masz czego wyeksponować? – szepnął nachylając się nade mną. – Nie martw się, nie jestem tobą zainteresowany.
I wzajemnie, Kai – powiedziałam wzdychając ciężko.
Udajesz – stwierdził. – Jedno moje słowo i byłabyś moja… Jeśli wiesz, co mam na myśli – Specjalnie zniżył ton głosu.
Kai! – warknęłam wściekła. – Jesteś bezczelny! – Syknęłam i bez namysłu chwyciłam w dłoń kubek. Ostentacyjnie wylałam mu na spodnie resztki gorącego napoju.
Wariatka!
Dupek! – pokazałam mu środkowy palec. Założyłam na ramię torebkę i minęłam go bez słowa. Patrzył za mną, nie dowierzając, dopóki ta młoda siksa nie zerwała się do pomocy. Trąciłam ją i wyszłam na deszcz. Pieprzony Kai. Byłam rozsierdzona do granic możliwości. Ten piłkarz jeszcze nie wie, z kim zadarł! Miałam zamiar pokazać mu, gdzie raki zimują. Zaklinam się na wszystkie świętości, kiedyś zetrę z jego irytującej, przystojnej buźki ten dumny uśmieszek. Inaczej nie nazywam się Madelaine Harris.


***

Witam!

Wciąż nie pałają do siebie sympatią ^^


😍

Pozdrawiam ;*

sobota, 12 września 2020

Pierwszy

Londyn, 16.10.2020 r.
    
 Ściana deszczu całkowicie utrudniała widoczność. Z rozdrażnieniem szczelniej opatuliłam się jesiennym płaszczem. Nieprzyjemny, zimny i porywisty wiatr wywijał moim czerwonym parasolem w każdą stronę, nie chronił mnie przed ulewą, tylko stroił sobie ze mnie żarty. Przeklęłam w myślach prezenterów pogody, którzy zapowiadali ciepłą oraz kolorową jesień. Na zewnątrz panowała plucha, rozmokłe liście gniły na chodnikach, gałęzie drzew były gołe, a po niebie przesuwały się ciężkie i burzowe chmury. Z trudem wyciągnęłam z kieszeni najnowszy model Samsunga. Zacmokałam z irytacją spostrzegając widniejącą na ekranie godzinę. Autobus spóźniał się już pięć minut! Byłam zmęczona, przemoczona i wściekła. Potrzebowałam snu, gorącej herbaty, ciepłych skarpet oraz chwili spokoju. W mieszkaniu czekała na mnie nienapoczęta karmelowa Milka i najnowszy kryminał J.D. Barkera. Poprawiłam zsuwającą się z ramienia torbę. Stęknęłam pod nosem czując ciężar naukowych podręczników oraz notatek. Z nieukrywaną niechęcią spojrzałam na majaczący w oddali gmach London Metropolitan University. Życie studenta powinno być pełne imprez, picia oraz towarzyskich spotkań, a nie ślęczenia do późnych godzin nocnych nad kartkami papieru! Może powinnam była wybrać lżejszy kierunek? Na tym etapie życia nie potrafiłam stwierdzić, czy na stałe wiązałam swoją przyszłość z ekonomią biznesu. Ludzie kryjący się ze mną pod wiatą przystanku zaczęli rozglądać się na boki, wypatrywali piętrowego autobusu, który miał nas zabrać do przytulnych mieszkań. Szczęknęłam zębami. Miałam dość! Zrobiłam krok do przodu chcąc zbić czas. Szybko tego pożałowałam. Zza zakrętu wyłonił się sportowy samochód. Nie zważając na nic, nie przestrzegając zasad ruchu drogowego, z impetem wjechał w imponującą kałużę. Czułam spływający po mnie brud, smród i błoto. Samochód zatrzymał się obok przystanku z piskiem opon.
Ty chory człowieku! – wrzasnęłam na całe gardło. – Popatrz, co narobiłeś!
Trzeba było nie podchodzić do krawężnika! – odwarknął opuszczając szybę. – Wariatka!
Palant! – pokazałam mu środkowy palec. Odwzajemnił gest uśmiechając się drwiąco. Odjechał zanim zdążyłam się otrząsnąć. Zacisnęłam dłonie w piąstki patrząc na ubrudzony płaszcz. Autobus nadjechał parę sekund później. Wsiadłam do niego modląc się o cierpliwość. Jedyne, na co miałam w tym momencie ochotę to starcie uśmieszku z tej cholernie przystojnej buźki.

 Odłożyłam do zlewu pusty kubek po herbacie. Z markotną miną spojrzałam na wpół opróżnione opakowanie czekolady. Miałam zrobić zapas słodyczy na cały weekend, ale pogoda pokrzyżowała moje plany. Udałam się do pokoju, żeby podkręcić kaloryfer. Ubłocone ubranie schło przypominając mi o właścicielu niebotycznie drogiego cacka. Kretyn i nic więcej! Rzuciłam się na łóżko spostrzegając migający telefon. Przejechałam palcem po ekranie odbierając połączenie od dziewczyny aspirującej do roli mojej przyjaciółki.
Paula? – spytałam. – Stało się coś?
Dlaczego coś miało się stać? – mogłam przysiąc, że w tym momencie śmiesznie zmarszczyła nos. – Jakie masz plany na piątkowy wieczór? Tylko nie mów, że spędzasz go z książką, herbatą i słodkościami! Na to będziesz miała czas, gdy będziesz stara i pomarszczona. Za godzinę widzę cię w naszym ulubionym barze! I nie przyjmuję odmowy! Czółko! – Zanim zdążyłam zaprotestować, dziewczyna bezczelnie się rozłączyła. Dobrze wiedziałam, że nie mam żadnych szans na jakąkolwiek wymówkę. Paula była jak tornado, wszędzie było jej pełno, miała sto pomysłów na minutę i nie bała się niczego. Parę miesięcy temu przeprowadziła się do Londynu, zamieniając Niemcy na deszczową stolicę Anglii. Szybko złapałyśmy wspólny język, gdy pierwszego dnia na Uniwersytecie zgubiłyśmy drogę do sali. Od tamtej chwili stałyśmy się niemal nierozłączne. Z ciężkim sercem otworzyłam białą, przestronną szafę. Wyciągnęłam z niej czarne, postrzępione, obcisłe dżinsy oraz zsuwający się z ramienia błękitny sweter oversize. Poprawiłam makijaż i fryzurę, ubrałam skórzaną kurtkę, botki na wysokim obcasie i opatuliłam się kolorowym szalikiem. Pognałam na najbliższy przystanek unikając krawężników i kałuż. Miałam ich serdecznie dość.

Londyn, The Churchill Arms, 16.10.2020 r.
    
 Piętnaście minut później przekroczyłam próg The Churchill Arms. Ten bar był najpopularniejszy w zachodnim Londynie, swoją obecną nazwę otrzymał po II Wojnie Światowej. Serwował przepyszne złociste trunki oraz tajską kuchnię. Swego czas słynął z goszczenia dziadków Winstona Churchilla. W tej chwili znany był głównie z bujnych wystaw kwiatowych oraz ekstrawaganckich świątecznych pokazów. Zdecydowanie wyróżniał się kolorami i feerią barw. Przepchałam się przez tłum spoconych studentów i dotarłam do baru. Paula postawiła przede mną kufel z zimnym piwem, sama pociągnęła spory łyk ze swojego.
Zostawić cię na chwilę samą – mruknęłam.
Nie marudź, pij! – poinstruowała mnie. – Chodź, zajmiemy stolik! Wpadnie do nas Timo ze swoim kolegą, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko! – Wrzasnęła przekrzykując huczącą muzykę.
Mam coś do powiedzenia w tej kwestii? – zadałam retoryczne pytanie siadając na krześle.
Nie – odparła słodko. – Daj spokój, chłopaki muszą się rozerwać przed meczem! – Poinformowała mnie. Puściłam tę uwagę mimo uszu. Poznałam chłopaka Pauli jakiś czas temu. Timo był graczem londyńskiej Chelsea, jednego z najpopularniejszych piłkarskich klubów na świecie. Był miły, sympatyczny i nie zadzierał nosa. Polubiłam go w ułamku sekundy. – Już są! – Pisnęła podekscytowana. – Stęskniłam się za nim!
Przecież z nim mieszkasz, kretynko – parsknęłam.
Nie za nim, imbecylku! Tutaj jesteśmy! – zawołała. Zażenowana przewróciłam oczami. To nie mogło być jej pierwsze piwo.
Cześć, Maddie – Timo cmoknął mnie w policzek.
Cześć – odparłam posyłając mu uśmiech. – Paula za kimś tęskni i tym kimś nie jesteś ty – Sprzedałam przyjaciółkę. Niemka popatrzyła na mnie z wyrzutem, a następnie przytuliła się do jakiegoś wielkoluda.
Maddie to jest Kai, Kai to jest Maddie – rzuciła w przestrzeń. Odwróciłam się i zamarłam.
To ty?! – warknęłam odstawiając kufel.
Szykuje się uroczy wieczór – skwitował sprawca mojego nieszczęścia. – Jestem Kai.
A ja niezainteresowana – odburknęłam.
To dobrze, bo nie chciałbym, żeby taka histeryczka jak ty przejawiała zainteresowanie moją skromną osobą – obwieścił siadając naprzeciwko mnie. Paula i Timo patrzyli na nas z szeroko otwartymi ustami. – Mam ochotę upić się do nieprzytomności!
Jesteś koszmarny – stwierdziłam. – Dupek.
Wariatka – puścił mi oczko zamawiając kolejne piwa. Nadymałam policzki. Cholerny kretyn, idiota, pacan, pajac i chojrak z wybujałym ego. Cholernie przystojny kretyn.
Skąd wy się znacie? – po chwili konsternacji spytała Paula. – I dlaczego nie pałacie do siebie sympatią?
To ona się na mnie uwzięła! Nie zrobiłem jej absolutnie nic – odparł Kai. Posłałam w jego stronę wrogie spojrzenie.
Nic?! Moje brudne ubranie to według ciebie nic?! Jechałeś, jak pirat drogowy! I doskonale widziałeś tę kałużę! – walnęłam pięścią w stolik. – Lepiej mi powiedzcie, skąd wy znacie tego idiotę!
Hm… – zaczął Timo przygryzając wargę, by nie wybuchnąć śmiechem. – Kai jest moim kolegą z klubu i reprezentacji – Powiedział dziękując kelnerce, która podstawiła nam pod nos pełne kufle.
Grasz w reprezentacji narodowej? Ty? – w zdziwieniu uniosłam brwi. – Czekaj, już rozumiem! Potrzebowali uzupełnić skład jakimś błaznem i wtedy się napatoczyłeś? – Sarknęłam spijając piankę.
Doprawdy jesteś urocza i wychowana – Kai otaksował mnie spojrzeniem. Przeszły mnie ciarki. – Jeszcze będziesz prosić o moją koszulkę – Powiedział pewnie. Mrugnął do mnie bezczelnie. Zmełłam w ustach przekleństwo. Właśnie zaczęłam go sobie wyobrażać, ale bez koszulki. Fala gorąca zalała moje policzki. Upiłam spory łyk, by ostudzić emocje.
Chyba w twoich snach – oznajmiłam, gdy doszłam do siebie.
Daję sobie głowę uciąć, że to ja będę królował w twoich. Nago – podkreślił uśmiechając się szeroko. Wcale nie zapatrzyłam się na jego wyraziste kości policzkowe. Wcale.
Mam dość – westchnęłam. – Porozmawiajmy o czymś innym – Zaproponowałam zwracając się do Pauli i Timo. Z wdzięcznością przyjęli zmianę tematu, choć na ich twarzach ciągle tkwiły głupie uśmieszki. Kai właśnie trafił na moją czarną listę.

 Londyn w godzinach nocnych wciąż tętnił życiem. Po ulicach śmigały samochody, ludzie przepychali się na chodnikach, by dotrzeć do klubu, bądź pubu. Pisk opon mieszał się z ryczącą muzyką, krzyki pijanych ze śmiechem trzeźwych. Zapięłam kurtkę po samą szyję, bo temperatura gwałtownie spadła. Paula i Timo właśnie odjechali taksówką.
Odprowadzić cię? – spytał luźno Kai. – Jeszcze wjedzie w ciebie jakiś samochód i znów będę miał twoje ubranie na sumieniu – Prychnął.
Nie interesuj się moim ubraniem – warknęłam. – I nie, nie musisz mnie odprowadzać. Raczej siebie doprowadź do porządku! O której jutro gracie?
O szesnastej – mruknął. – Wyluzuj, kobieto… Do tego czasu będę jak nowo narodzony!
Co mnie to w ogóle obchodzi? – rzuciłam w przestrzeń. – Mówiłam, żebyś mnie nie odprowadzał!
Chyba idziemy w tym samym kierunku – nonszalancko wzruszył ramionami. Przewróciłam oczami. Minęło nas kilkanaście rozchichotanych nastolatek. Posłały w stronę Kaia zalotne spojrzenia i zatrzepotały sztucznymi rzęsami. Mój towarzysz odpowiedział im uśmiechem. – Dobrze, że ty się nie chwiejesz na tych wysokich obcasach!
Ja w przeciwieństwie do tych dziewczynek, potrafię w nich chodzić – wytknęłam mu język.
Przyjdziesz kiedyś na mecz? – nagle zmienił temat.
Jeśli tak, to dla Timo, a nie dla ciebie – sprecyzowałam przyspieszając. Było mi coraz zimniej.
Nic takiego nie powiedziałem, ale miło, że o tym pomyślałaś – puścił mi oczko.
Nie łap mnie za słówka! – zirytowana tupnęłam nogą. Kai działał mi na nerwy, jak mało kto. Nawet moi wykładowcy byli mniej upierdliwi.
Mogę cię złapać za coś innego – wyszczerzył swoje białe zęby w uśmiechu.
Żebym ja ciebie nie złapała… – warknęłam pod nosem. – Dalej pójdę już sama! Do zobaczenia… Nigdy! – Powiedziałam znikając za rogiem.
Do zobaczenia wkrótce, Osiołku – krzyknął. Policzyłam do dziesięciu błagając o cierpliwość. Osiołku? Dobre sobie! Wróciłam do mieszkania w wisielczym nastroju. To był najgorszy dzień w moim życiu, zdecydowanie.


***

Witam! 

Kto się czubi, ten się lubi... Jak będzie w ich przypadku? ^^


Pierwszy mecz już w poniedziałek 💙

Pozdrawiam ;*

poniedziałek, 7 września 2020

Prolog

 To miała być tylko jedna noc. Krążący po naszych ciałach alkohol jedynie dodał nam odwagi. Byłam ja. Był on. Byliśmy my, spragnieni siebie, łaknący bliskości tej drugiej osoby. Było jego spojrzenie; pewne, zdeterminowane. Były jego usta; sprawne, namiętne, przejmujące władzę. Były jego dłonie; silne, stanowcze, przejmujące kontrolę nad sytuacją. Było jego ciało; powodujące wstrząsy, gorące, prowadzące w przepaść. Byłam ja; pokonana, pragnąca o wiele więcej. Dzikie spojrzenia, głośne, chaotyczne pocałunki. Dreszcze. Ekstaza. Ogień. Podniecenie. Ekscytacja. Moje ręce po omacku błądzące po jego umięśnionym torsie. Moje ręce mocujące się z paskiem jego spodni. Moje ręce czujące jego reakcję. Moja uległość. Jego upartość. Jedność? Nabrzmiałe usta, spocone ciała. Jego oddech przy moim oddechu. Pomruki, okrzyki, jęki. Namiętność. My. Jego ciało w moim ciele. Szybkie, płynne, gwałtowne ruchy. Rozkosz. Skrajność. Błogość. Agresja. Dobro, zło, niewinność, grzech. Czystość i brud. Zapomnienie. Mocny seks. Szepty. Zmysłowość. Spełnienie.
 To nie była tylko jedna noc.


***

Witam! 


#HiKai 💙😍

Zapraszam na coś nowego z Panem powyżej ^^ 

Pozdrawiam ;*