sobota, 24 października 2020

Piąty

Londyn, London Metropolitan University, 09.11.2020 r.

    – Naprawdę mu stanął?! – pisnęła Paula, nie bacząc na to, że znajdowałyśmy się na sali ćwiczeń pełnej innych studentów. Studentów, których w przeciwieństwie do nas interesował dany kierunek i omawiany właśnie temat dotyczący giełd i finansów. – Nie wierzę!
– Tak było, nie kłamię – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
– Na samą myśl o tym, że ściągniesz koszulkę? A gdybyś rzeczywiście ją ściągnęła, to skończyłoby się na ostrym seksie przy ścianie? – spytała luźno.
– Paula! – skarciłam ją. Wyobraźnia podsunęła mi obrazek, którego w tym momencie wolałabym nie zobaczyć. – Do niczego takiego by nie doszło – Powiedziałam pewnie sięgając po długopis, by zapisać coś z prezentacji multimedialnej.
– Daj sobie z tym spokój... I tak nic z tego nie rozumiesz – parsknęła blondynka sięgając po telefon.
– I wzajemnie – odcięłam się, ale posłuchałam jej rady. Odrzuciłam na bok długopis i ukryłam potężne ziewnięcie.
– Wracając do znacznie ciekawszego tematu... Timo nigdy nie stanął tak szybko! Mam zacząć się martwić? – zadała pytanie. Popatrzyłam na nią jak na kretynkę, którą zresztą była. – Zwykle potrzebuje czegoś więcej... – Zastanowiła się.
– Nie chcę tego słuchać! – zasłoniłam uszy rękoma. Paula przewróciła oczami.
– Za to ja chętnie dowiem się, o czym panie rozmawiają – tuż za nami rozległ się zimny głos prowadzącej. Była upierdliwa, wymagająca i niesprawiedliwa.
– Jeśli się nad tym zastanowić, to wcale tak bardzo nie odbiegłyśmy od głównego tematu... Cyferki, czas, rozumie pani... – Paula próbowała wybrnąć z niezręcznej sytuacji, ale miałam wrażenie, że tylko ją pogarsza.
– Proszę jaśniej – prowadząca zacisnęła cienkie usta.
– Och, no dobrze, skoro pani nalega... Zaczęłam dumać nad tym, ile czasu potrzebuje mój chłopak, aby się podniecić – oznajmiła spokojnie. Nie mogłam uwierzyć, że te słowa wyszły z jej ust. Zasłoniłam twarz, aby ukryć swoją reakcję. Za wszelką cenę próbowałam powstrzymać śmiech, ale nie udało mi się to. Paula była bezceremonialna. Udowodniła to już nie raz.
– Obie możecie pożegnać się z zaliczeniem mojego przedmiotu. Proszę opuścić salę i nie deprawować innych – wskazała suchą i wiotką ręką na drzwi. Spakowałyśmy swoje rzeczy, nie patrząc na innych. Tych sztywniaków nic nie potrafiło rozbawić. Na korytarzu zaniosłyśmy się głośnym śmiechem. Paula była szurnięta, ale właśnie to w niej uwielbiałam.

Londyn, 19.11.2020 r.

    Dziewięć dni. Przez dwieście szesnaście godzin i siedemset siedemdziesiąt siedem tysięcy sześćset sekund starałam się nie myśleć o Kaiu. Wydawało mi się, że szło mi całkiem nieźle, ale byłam w błędzie. Chciałam wymazać z pamięci incydent pomiędzy nami, ale okazało się to trudniejsze, niż przypuszczałam. W jednej chwili Niemiec był dupkiem, który mnie zranił, w drugiej był czułym chłopakiem, który potrafił się mną zaopiekować w jednej z najcięższych chwil w życiu. Jego późniejsza reakcja pozostawała dla mnie tajemnicą. Nie widzieliśmy się od tamtego momentu. Kai wyjechał na zgrupowanie reprezentacji, a ja pogrążyłam się w nauce. Chwila zapomnienia na zajęciach z Paulą kosztowała mnie dużo stresu. Pierwszy odruch był spontaniczny. Dopiero później dotarły do mnie konsekwencje. Nie mogłam pozwolić sobie na oblanie roku. Paula mnie nie rozumiała, jednak szanowała moje zdanie. Byłam jej za to wdzięczna. Blondynka wiedziała o mojej relacji z rodzicami i nie próbowała przekonywać mnie do zmiany kierunku. Ona sama była lekkoduchem, studia były dla niej odskocznią. Różniłyśmy się, ale właśnie te różnice sprawiły, że tak doskonale się uzupełniałyśmy. Paula usychała z tęsknoty za Timo. Z każdym kolejnym dniem marudziła coraz bardziej. Nie przyznałam się jej do tego, ale od czasu niespodziewanego wypadu na mecz prześledziłam cały terminarz Chelsea. Był cholernie napięty i zastanawiałam się, jak piłkarze poradzą sobie z taką częstotliwością spotkań. Za dwa dni czekał ich mecz wyjazdowy z Newcastle, później z francuskim zespołem w ramach Ligi Mistrzów. Westchnęłam z frustracją spoglądając na telefon.
– Wrócili! – oznajmiła Paula, kiedy opuściłyśmy salę wykładową. – Wrócili! – Potrząsnęła mną, by dotarła do mnie powaga jej słów.
– Zrozumiałam! – odparowałam poprawiając torebkę. – Na co czekasz? – Wyszczerzyłam się.
– Tak, tak, masz rację! Jedziemy do mnie! – zarządziła.
– Ty jedziesz do siebie. Ja jadę do domu – sprostowałam.
– Maddie! Przywiozłam cię, więc cię odwiozę! Nie dyskutuj ze mną!
– Możesz mnie odwieźć, a później pojechać do mieszkania. Wiesz o tym, prawda? – spytałam wychodząc na powietrze. Było zimno, jednak zza chmur przebijały się pojedyncze, słabe promienie słońca.
– A... Nie chcesz pojechać ze mną? – zaproponowała przygryzając wargę.
– Nie chcę, kretynko – powiedziałam wsiadając do jej samochodu. Blondynka cmoknęła z irytacją, ale posłusznie zajęła miejsce za kierownicą. Oparłam się o zagłówek delektując się ciszą. Do czasu. – Co jest?
– Nie chce odpalić! – warknęła odrzucając na bok kluczyki. Zaklęła pod nosem.
– Spróbuj jeszcze raz – poradziłam jej walcząc z rozbawieniem.
– Dzięki, nie wpadłabym na to – posłała mi wrogie spojrzenie. Po upływie pół godziny równocześnie orzekłyśmy, że samochód się popsuł. Paula z rezygnacją zadzwoniła po mechanika, a później do Kaia. – Nie patrz tak na mnie!
– Po jaką cholerę go wzywałaś? Możesz jechać autobusem! Ja zamierzam tak zrobić – oznajmiłam wściekła.
– Nie! Kai jest moim przyjacielem, a przyjaciele pomagają sobie w potrzebie – orzekła. Nawet nie próbowałam protestować. Byłam głupia. W duchu cieszyłam się na spotkanie z Niemcem. Byłam ciekawa jak zareaguje, jak się zachowa, gdy mnie zobaczy. Kiedy samochód blondynki został odholowany, zza zakrętu wyłoniło się sportowe cacko Kaia. Z bliska robił jeszcze większe wrażenie. – Kai! Dziękuję! – Paula odetchnęła z ulgą. Ja spuściłam głowę.
– To żaden problem – odpowiedział ściskając ją. Czułam jego wzrok na moim ciele, ale pozostałam nieugięta.
– Nie przywitasz się z Maddie? – zachichotała posyłając mu sugestywne spojrzenie.
– Paula! – syknęłam, kiedy zdałam sobie sprawę, co zamierza zrobić. Na twarzy Kaia pojawiły się rumieńce. Blondynka parsknęła śmiechem.
– Dobrze się czujesz, Kai? – żartobliwie przyłożyła mu dłoń do czoła. – Hm... Może powinnam sprawdzić jak się ma inna część twojego ciała – Zastanowiła się. Przymknęłam oczy prosząc o cierpliwość. – Chociaż nie! Przecież to nie na mnie tak reagujesz... – Dodała po namyśle.
– PAULA! – warknęliśmy jednocześnie.
– No proszę... Co za nić porozumienia! – zaśmiała się.
– Myślę, że brak Timo stanowczo rzucił ci się na mózg – podsumował Niemiec. Przyjaciółka wystawiła mu język wsiadając do samochodu. Niepewnie usadowiłam się na miejscu pasażera. Kai był wściekły, czemu się nie dziwiłam. Miałam nadzieję, że jego złość nie odbije się na mnie. Musiał zrozumieć, że takiej informacji nie mogłam zachować dla siebie. Nie przypuszczałam, że Paula postawi go w tak niekomfortowej sytuacji. Kai mocno zacisnął dłonie na kierownicy i ruszył w kierunku mieszkania Timo. Odwróciłam się przez ramię i wystawiłam blondynce środkowy palec. Zbyła mnie wzruszeniem ramion. Miałam serdecznie dość. – Do zobaczenia w najdalszej przyszłości – Rzucił Kai parkując.
– Już za mną tęsknisz – prychnęła. – Uważaj na siebie i na swoje reakcje! Nie rośnij zbyt duży – Zakończyła oddalając się. Przeklęłam głośno. Kai nie skomentował jej słów. Nie spojrzał na mnie. Włączył się do ruchu napinając szczękę. Odchrząknęłam zakłopotana. Chciałam znaleźć się w mieszkaniu. Jak najszybciej.

    Obiecałam sobie milczeć przez całą drogę powrotną, lecz było to dość trudne. Kai specjalnie nucił pod nosem jakieś dziwne piosenki i podkręcał głośność. Byłam na niego wściekła, choć nie potrafiłam podać konkretnego powodu. Ten człowiek działał mi na nerwy jak nikt inny. Był zbyt pewny siebie, zbyt egoistyczny, zbyt impertynencki, zbyt przystojny... Przymknęłam powieki, by pozbyć się chorych wizji. Nie miałam prawa myśleć o nim w ten sposób. Tworzyliśmy inne światy. On był przebojowy, znał swoją wartość, wykorzystywał swój urok osobisty i urodę na każdym kroku. Ja wolałam stać z boku, przyglądać się i marzyć, by kiedyś w pełni docenić to, co robię. Byłam przytłoczona, nie miałam pojęcia, w którą stronę pójść. Rzucić studia i narazić się na gniew rodziców, którzy poświęcili wszystko, by zapewnić mi lepszą przyszłość, czy przełamać się, zawalczyć o swoje szczęście, udowodnić, że zasługuję na lepszy los? Irytujące łzy napłynęły mi do oczu. Szybko je odgoniłam, nie chciałam, by Kai widział mnie w tym stanie. Nie chciałam dać mu satysfakcji. Już nigdy więcej. Byłam rozbita i nie zniosłabym kolejnych słabych dowcipów kierowanych w swoją stronę. Pogrążyłam się w niezbyt przyjemnych wizjach. Ocknęłam się, gdy samochodem szarpnęło.
– Kai! – wrzasnęłam łapiąc się za serce. – Kto dał ci prawo jazdy, do cholery?! – Warknęłam oddychając z trudem.
– To nie moja wina, że kot wparował na jezdnię! – rzucił w swojej obronie jadąc dalej.
– Mogłeś go skrzywdzić, palancie!
– Przecież specjalnie zahamowałem! Gdybyś nie bujała w obłokach, to zauważyłabyś, że zdążyłem w ostatniej sekundzie!
– Mam cię dość! – wyrzuciłam dłonie ku górze wyrażając frustrację. – Już nigdy więcej nie wsiądę z tobą do auta! – Obiecałam.
– Mogę wysadzić cię na poboczu, droga wolna – parsknął włączając jakąś gównianą piosenkę. – Nie dotykaj mojego odtwarzacza! – Strącił moją rękę, która niewinnie zmierzała do odbiornika.
– Czego ty słuchasz? Na litość, to nie ma żadnego sensu!
– To niemiecki rap! Nie zabieraj głosu w sprawach, o których nie masz pojęcia!
– Nie będziesz mi mówił, co mam robić! – krzyknęłam. Kai nie odpowiedział. Muzyka rozbrzmiewała coraz głośniej. – Chcesz mnie uciszyć?
– O niczym innym nie marzę!
– Wysadź mnie, palancie! Natychmiast – zażądałam. Nie sądziłam, że spełni moją prośbę. Zaparkował z piskiem opon obok zarośniętego pola. Nachylił się i otworzył mi drzwi. Spojrzałam na niego jak na wariata, ale pozostał niewzruszony. Chyba nie potraktował moich słów poważnie? Naprawdę chciał mnie zostawić, samą, na jakimś pustkowiu?! – Kai...
– Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – wzruszył ramionami robiąc zaciętą minę. Świetnie! Zabrałam torebkę i opuściłam jego samochód. Trzasnęłam drzwiczkami. Ruszył nie oglądając się za siebie. Naprawdę odjechał! Znowu zebrało mi się na płacz. Wyciągnęłam telefon modląc się o cierpliwość. Brak zasięgu. Samsung zamigotał i zgasł. Rozładowana bateria. Co on najlepszego zrobił?! Kopnęłam kamyk siadając na trawie. Mam złapać stopa? Uschnąć tutaj? Czekać na pewną śmierć z rąk psychopaty? Drgnęłam słysząc za sobą szum. Trzask. Kroki. Zadarłam głowę ku górze obserwując zachód słońca. – Wsiadaj do samochodu – Kai był wściekły. – Wsiadaj, albo naprawdę odjadę. Udawałam, że go nie słyszę. – Jeśli oblezą cię włochate pająki...
– Pająki?! – zapiszczałam zrywając się na równe nogi. – Są tutaj pająki?!
– One są wszędzie, Osiołku – powiedział siląc się na spokój. – Wsiadaj!
– Nie! – tupnęłam nogą. – Co ja cię w ogóle obchodzę? Możesz mnie tutaj zostawić, nie krępuj się – Pociągnęłam nosem. – Mam dość twojego towarzystwa, palancie – Powiedziałam zgodnie z prawdą. Kai pokonał dzielącą nas odległość. Na jego twarzy malowała się frustracja.
– Maddie, wsiądź do tego przeklętego samochodu – syknął, a mnie wbiło w ziemię. Maddie? Powiedział do mnie Maddie?! On sam chyba zdał sobie sprawę, że nazwał mnie tak po raz pierwszy od początku naszej znajomości. Zakłopotany poprawił włosy. – To znaczy... Wariatko, wsiadaj. Nie będę się powtarzał.
– Ja również! – odparłam. Kai złapał mnie za dłonie i przyciągnął do siebie. Oddychał ciężko, jego oczy płonęły. Chciałam zapytać, co ma zamiar zrobić, ale nie dał mi szansy. Jego usta z furią zaatakowały moje własne. Zmiękły mi kolana. To było... Zaskakujące. Nowe. Porywające. Jęknęłam, kiedy nasze języki złączyły się w namiętnym i ognistym tańcu. Gwałtowność, szał, gniew, wrogość... Siedzące w nas emocje osiągnęły punkt kulminacyjny. To nie był delikatny i lekki pocałunek. Był silny, drapieżny, pełen pasji i pożądania. Wbiłam dłonie w jego włosy przyciągając go do siebie jeszcze bliżej. Scaliliśmy się. Byliśmy jednością. Kai ugryzł moją wargę. Drżałam na całym ciele. Chciałam więcej. Desperacko próbowałam przeciągnąć tę chwilę, chciałam go przy sobie zatrzymać. – Kai... – Wydyszałam, kiedy odsunął się na milimetr.
– Musiałem cię jakoś uciszyć – rzucił łapiąc oddech. – Wsiadasz? – Ponowił pytanie. Jego usta były nabrzmiałe, poddawały mnie próbie. – Osiołku? Ocknij się. Nie przelecę cię w tej trawie, choćbyś błagała mnie o to na kolanach – Zmysłowo wyszeptał mi do ucha. Odtrąciłam go. Zajęłam miejsce pasażera i odwróciłam głowę. Nienawidziłam go. I siebie za to, że go pragnęłam.


***

Witam! 

Co tutaj się wydarzyło ^^ 



Pozdrawiam ;* 

wtorek, 13 października 2020

Czwarty

Londyn, 06.11.2020 r.

     Początek listopada wprawił mnie w ponury nastrój. Pogoda za oknem nie zachęcała do wyjścia gdziekolwiek, wręcz przeciwnie, zapraszała pod ciepły kocyk. Na zewnątrz było mgliście, gołe gałęzie drzew rzucały złowieszcze i groźne cienie. Po niebie sunęły ciężkie i brzydkie chmury zwiastujące deszcz, a nawet śnieg. Wiał zimny i porywisty wiatr, który powodował nieprzyjemne dreszcze. Naciągnęłam ciepły sweter sięgając po kubek z gorącą, owocową herbatą. Sam jej zapach sprawił, że poczułam się odrobinę lepiej. Poprawiłam złotego MacBooka zsuwającego się z kolan i oparłam zmęczone plecy o wygodną poduszkę. Miałam dość studiów, nudnych wykładów i nużących ćwiczeń. Cyferki śmigały mi przed oczami, a ja nie potrafiłam rozszyfrować ich znaczenia. Miałam dość. Nie miałam jednak odwagi, by wyznać rodzicom prawdę. Zawiedliby się na mnie, a tego bym nie zniosła. Znalazłam się pomiędzy przysłowiowym młotem, a kowadłem. Zaklęłam głośno wyrażając frustrację. Nie wiem, co mną kierowało, gdy zmieniłam stronę w przeglądarce. Otępienie? Kai uśmiechał się do mnie z oficjalnej witryny Chelsea. Przez krótką chwilę walczyłam ze sobą, lecz pokusa okazała się silniejsza. Kliknęłam na artykuły związane z jego okropną osobą i pochłonęłam w nich bez reszty. Koledzy wypowiadali się o nim w samych superlatywach, widzieli w nim potencjał, a trener uważał go za bardzo miłego i skromnego chłopaka. Parsknęłam. Skromny Kai? Jasne! A ja rzucę studia i zostanę zakonnicą. Co u licha przygnało mnie w to miejsce? Zamknęłam laptopa przymykając powieki. Naprawdę byłam skończoną idiotką. Dzwonek telefonu oderwał mnie od myśli o Niemcu.
– Ty i ja. Ty i ja razem. Jutro. Na meczu. Nie przyjmuję odmowy. Czół... – głos Pauli dotarł do mnie, jakby z zaświatów. Odzyskałam zdolność racjonalnego myślenia w ułamku sekundy.
– Wybij to sobie z głowy. Nie ma mowy. Nie pójdę z tobą na mecz tego cholernego palanta! – powiedziałam podnosząc się z łóżka.
– Hm... To zaproszenie od Timo, ale rozumiem, że tym niespodziewanym telefonem oderwałam cię od myślenia o Kaiu... – Paula zaniosła się głośnym śmiechem. Warknęłam pod nosem.
– Nie łap mnie za słówka! Wcale nie... Ugh! – zaplątałam się w wyjaśnieniach. – Bierzesz mnie pod włos!
– Obiecałaś mi, że kiedyś ze mną pójdziesz! Maddie, błagam cię! Znam inne dziewczyny zawodników, ale nie jestem z nimi zżyta. A ty jesteś moją najlepszą przyjaciółką!
– Ale nie jestem dziewczyną żadnego z nich! – odparowałam.
– A chciałabyś? – blondynka zachichotała złowieszczo.
– Nie! Dobrze, pójdę z tobą dla świętego spokoju – westchnęłam pokonana. – Ale tylko ten jeden raz!
– Kocham cię! Czółko! – rozłączyła się. Rzuciłam telefonem o łóżko. Czułam, że będę tego żałować.

Londyn, Stamford Bridge, 07.11.2020 r.

     Nie włożę na siebie tej obrzydliwej koszulki! – warknęłam mierząc Paulę nieprzyjemnym wzrokiem. Stałyśmy przed stadionem Chelsea wzbudzając zainteresowanie u mijających nas ludzi.
– Nie wrzeszcz tak, imbecylku, bo ktoś wezwie ochronę – zniecierpliwiona blondynka przewróciła oczami.
– To przez twoje idiotyczne pomysły, kretynko – skrzyżowałam ramiona wyrażając swoje niezadowolenie. Przez twarz Pauli przemknął tajemniczy uśmieszek.
– Wkładając na siebie koszulkę Kaia, dodatkowo zemścisz się na nim za to, że zniszczył twoją bluzkę... No chyba że już o tym zapomniałaś. Jeśli tak, to ci odpuszczę – wzięła mnie pod włos mrugając do mnie. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nie zapomniałam.
– Jesteś okropna – mruknęłam pod nosem.
– I za to mnie kochasz – wyszczerzyła się podając mi koszulkę Niemca. Włożyłam ją na siebie z niesmakiem. – Do twarzy ci w niej...
– Ani słowa więcej – ostrzegłam ją. – Dlaczego wchodzimy normalnym wejściem? Bycie dziewczyną Timo do niczego cię nie upoważnia? – Zakpiłam.
– Nie chcę siedzieć z innymi... Chyba się nie polubiłyśmy – wzruszyła ramionami. – Nie wszystkie rozumieją moje poczucie humoru.
– To wiele wyjaśnia – parsknęłam wchodząc w głąb stadionu. Może nie należał do największych obiektów, ale oprawa zrobiła na mnie wrażenie. Fala kibiców rozpychała się pomiędzy sobą szukając swoich miejsc. Niebieskie barwy witały mnie z każdej strony. Nie przepadałam za piłką nożną. Miałam o niej praktycznie zerowe pojęcie. Mecze reprezentacji Anglii oglądałam z tatą przed telewizorem udając przed nim zainteresowanie. Teraz z ulgą zajęłam miejsce obok Pauli. Blondynka trajkotała jak najęta zachwycając się zbliżającym się spotkaniem. Z dumą nosiła koszulkę z numerem jedenaście na plecach. Wspierała Timo całym sercem, zawsze była obecna, dodawała mu otuchy, kibicowała z całych sił. Byli dla mnie parą idealną. Mecz rozpoczął się punktualnie. Obserwując wyprostowaną sylwetkę Kaia poczułam nieuzasadniony gorąc. Zbeształam się za niestosowne w tym momencie myśli. Chelsea od samego początku wiodła prym na boisku. Ich przeciwnicy stawiali opór, ale całkowicie nieskuteczny. Obrona nie radziła sobie z atakiem gospodarzy. Strzelcem pierwszej bramki został Timo. Zatkałam sobie uszy słysząc przeraźliwy pisk Pauli. Blondynka miała gdzieś opinię innych. Klaskała głośno wyrażając swoje zadowolenie. Gra toczyła się wartkim tempem, piłka płynnie zmierzała od nogi do nogi. Zaklęłam szpetnie, gdy Kai wykorzystał asystę Timo. Może wyczuł moją obecność i chciał mi zrobić na złość? Zacisnęłam pięść. Kai odżył. Strzelony gol dodał mu jeszcze większej pewności siebie. Nie potrzebował wiele czasu, aby podwyższyć swój bramkowy dorobek. Kibice oszaleli, a mnie dopadły dziwne emocje. Podekscytowanie? Pochłonęło mnie to widowisko. Dołączyłam do wiwatującego tłumu dając się ponieść. Paula taktownie zasłoniła usta. Parę minut później Kai idealnie przechwycił piłkę od kolegi z drużyny. Nie wahał się. Pewnie umieścił futbolówkę w siatce.
– Właśnie ustrzelił hat... – zaczęła moja towarzyszka.
– Wiem, co to jest hat trick! – krzyknęłam poprawiając koszulkę. W jednej chwili poczułam ekscytację. Co się ze mną działo? Nie potrafiłam tego racjonalnie wytłumaczyć.
– Podszkoliłaś się? – Paula zaśmiała się głośno. Zgromiłam ją wzrokiem. Nie odpowiedziałam na jej pytanie powracając do oglądania meczu. Druga połowa była mniej zacięta, zawodnicy Sheffield United oddawali pojedyncze strzały na bramkę Chelsea. Kiedy sędzia zagwizdał po raz ostatni ogarnęły mnie sprzeczne emocje.
– Co teraz?
– Idziesz ze mną poczekać na Timo – powiedziała przyjaciółka. Kiwnęłam głową podążając za nią. Pogrążyłyśmy się w przyjemnej rozmowie. Straciłyśmy poczucie czasu.
– Jakim prawem założyłaś na siebie moją koszulkę? – zimny głos sprawił, że po moim kręgosłupie przebiegł dreszcz. – Nie chcę cię w niej widzieć.
– Mam gdzieś twoje zdanie, Kai – odwarknęłam odwracając się w jego stronę. Był wściekły.
– A ja mam gdzieś ciebie, wariatko. Jesteś dla mnie nikim – wycedził. Zabolało.
– Kai! – Timo próbował interweniować. Zapewniłam go, że to niepotrzebne. Obdarzyłam Niemca płonącym spojrzeniem i oddaliłam się. Chciałam znaleźć się jak najdalej od niego. I od jego słów.

Londyn, 07.11.2020 r.

     Trzasnęłam drzwiami od klatki schodowej i czym prędzej pognałam na górę. Byłam wściekła! Kai był okropnym człowiekiem. Był zapatrzonym w siebie egoistą. Kompletnie nie liczył się z uczuciami innych ludzi. Miał gdzieś to, że jego zachowanie może kogoś zranić, wyrządzić komuś krzywdę. Jego słowa powodowały ból, a ironiczne spojrzenie wymierzało ciosy w serce. Powinnam mieć to gdzieś. Powinnam przestać się z nim widywać i o nim myśleć. Byłam zła na samą siebie, że dopuściłam do takiego stanu rzeczy. Kai się we mnie zakorzenił, a ja nie miałam dość sił, by powiedzieć pas. Odgoniłam niechciane łzy szukając kluczy w torebce. Gdy podniosłam wzrok zamarłam. Na drzwiach prowadzących do mieszkania siedział duży, czarny, włochaty pająk. Dostałam ataku paniki. Sparaliżowało mnie, nie mogłam się ruszyć, nie mogłam oddychać. Czułam przyspieszone bicie serca, przepływające przeze mnie dreszcze oraz gęsią skórkę na całym ciele. Z wielkim trudem przełknęłam ślinę i osunęłam się po ścianie. Wetknęłam głowę pomiędzy kolana próbując się uspokoić. Nic z tego! Tępy ból przerodził się w uczucie zapadania się w sobie. Miałam wrażenie, że ten stwór chodzi po mnie i szydzi z mojego strachu. Bałam się, byłam śmiertelnie przerażona. Rozbolał mnie brzuch. W moich myślach panował chaos. Nie potrafiłam nad nim zapanować. Rozpłakałam się jak mała dziewczynka. Nie wiem, ile czasu minęło. Kilka sekund, minut, a może godzin? Zobojętniałam na otaczającą mnie rzeczywistość. Kroki na korytarzu były nadchodzącą nadzieją.
– Wariatko? Co ty tutaj robisz? – zdziwiony głos Kaia odbił się od ścian. – Madelaine? – Powtórzył, gdy nie uzyskał odpowiedzi. Podniosłam głowę wpatrując się w niego nieobecnym wzrokiem.
– Mieszkanie... – wykrztusiłam z siebie.
– Ktoś się włamał? Ktoś zrobił ci krzywdę? – kucnął przede mną. – Nie trać ze mną kontaktu, słyszysz mnie? – Lekko mną potrząsnął. Kiwnęłam głową.
– To nie... Nie o to chodzi... Drzwi... – zaczęłam nieskładnie.
– Zaciął się zamek? Nie masz kluczy? Mam zadzwonić po ślusarza? – zapytał. Był coraz bardziej zaniepokojony. Nic dziwnego. Dalej cała się trzęsłam, a łzy rozmazały staranny makijaż. 
– Po prostu... Spójrz na nie – poprosiłam pociągając nosem. Kai podniósł się z klęczek i przez parę minut nic nie mówił. – Kai... On tam jest, prawda? Siedzi tam? Nie zszedł, nie zaplątał się w moich włosach? Kai, odpowiedz! – Nakazałam. Atak powracał. Dusiłam się.
– Chodzi ci o tego pająka? – zastanowił się
. – Właśnie maszeruje w dół – Obwieścił.
– Nie pozwól mu na to, proszę! Weź go! Kai, błagam! – zapiszczałam tracąc nad sobą kontrolę. Przerażenie rosło z każdą sekundą.
– Uspokój się – poinstruował mnie drapiąc się po brodzie. – I nie patrz – Dodał po upływie chwili. Zamknęłam oczy odliczając do dziesięciu. Powtórzyłam tę czynność kilkakrotnie. – Madelaine! Już go nie ma – Jego głos był wybawieniem. Wiedziałam, że go to bawi, ale miałam to gdzieś. Pomógł mi wstać. Z trudem trzymałam się na nogach. Drżącymi rękoma próbowałam włożyć klucz do zamka. – Ja to zrobię – Zaoferował. Przyjęłam jego pomoc z wdzięcznością. Ściągnęłam z siebie kurtkę i pod wpływem nagłych emocji wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Nie spodziewał się tego, stał zaskoczony, dopóki nie zwiększyłam uścisku. Kurczowo trzymałam się jego koszulki. Objął mnie niezdarnie, jednak wkrótce potem oprzytomniał. Zamknął mnie w swoich ramionach, otoczył opieką. Bił od niego spokój. Zaufałam mu. Delikatnie głaskał mnie po włosach, dopóki mój oddech się nie unormował. Zapach jego perfum przyjemnie koił moje zmysły. – Już... Już ci lepiej? – Odchrząknął zakłopotany.
– Ja... Tak... Dziękuję – wymruczałam speszona. – Gdyby nie ty... – Zamotałam się. – W każdym razie...
– Masz arachnofobię? – zapytał. – Tak wielką?
– Tak – potwierdziłam. – Od małego... To znaczy... Kiedyś, dawno temu... Obudziłam się w nocy, bo poczułam, że coś chodzi mi po twarzy. Chciałam to strącić, ale nie dałam rady. Spanikowałam. Nie wiedziałam, o co chodzi, dopóki nie poczułam włochatej nogi na swoich ustach. To przesądziło o sprawie. Chodziłam na terapie, ale bezskutecznie – Wyjaśniłam. Wyjawiłam mu swój największy strach. Otworzyłam się przed nim. – Naprawdę, Kai... Dziękuję ci z całego serca – Wykrztusiłam. Nieporadnie poklepał mnie po ramieniu.
– Cieszę się, że mogłem ci pomóc.
– On nie wróci? – dopytałam.
– Nie – przytaknął. – Możesz spać spokojnie. Chyba że chcesz, abym sprawdził każdy kąt w twoim mieszkaniu – Powiedział.
– A... Mógłbyś? – spytałam nieśmiało. Niemiec parsknął śmiechem, ale podjął się tego zadania. Kamień spadł mi z serca! Kai mi zaimponował. Wrócił po kilku minutach zapewniając, że żaden pająk mnie nie zaatakuje. – Dziękuję – Powtórzyłam uciekając wzrokiem.
– To nic takiego – odparł. – Madelaine... Przyszedłem cię przeprosić – Odchrząknął. Spojrzałam na niego zdziwiona. – Za moje słowa po meczu. Nie chciałem, aby tak to zabrzmiało.
– Zapomnijmy o tym – machnęłam ręką. – Odkupiłeś swoje winy – Powiedziałam uśmiechając się do niego. – Ale jeśli chcesz, mogę oddać ci twoją własność – Zironizowałam orientując się, że wciąż mam na sobie jego meczową koszulkę.
– Nie trzeba! – powiedział szybko. – Pójdę już... Zasiedziałem się! – Oznajmił zasłaniając się bluzą. Zmarszczyłam brwi wędrując wzrokiem w dół. Z trudem powstrzymałam śmiech. – Cześć! – Pożegnał się i opuścił moje mieszkanie. Czy jemu właśnie...? Gorąc na policzkach posłużył mi za odpowiedź. Nie umiałam rozszyfrować Kaia. Nie potrafiłam zrozumieć samej siebie.


***

Witam!

Nie taki zły Kai, jak go Maddie maluje ^^




Pozdrawiam ;*

sobota, 3 października 2020

Trzeci

Londyn, 29.10.2020 r.

    Słyszałaś, że odwołali jutrzejsze zajęcia?! – podekscytowany głos Pauli rozbrzmiał w moim uchu po odebraniu połączenia. Westchnęłam wrzucając plasterek cytryny do gorącej herbaty. – Maddie!
– Tak, słyszałam – odparłam biorąc kubek do ręki. – Cenię sobie takie informacje – Powiedziałam siadając na łóżku. Oparłam głowę o wygodne poduszki ciesząc się chwilą relaksu. To było najlepsze lekarstwo na stan, który ogarnął mnie po niezwykle nużących wykładach.
– Wiesz, co to oznacza? – spytała klnąc pod nosem jak szewc. – Cholera jasna!
– Obawiam się, że nie – mruknęłam. – Co ty robisz, kretynko?
– Szukam sukienki! I ty też powinnaś – poinformowała mnie. – Wychodzimy! Trzeba uczcić ten przedłożony weekend!
– Wybij to sobie z głowy! Nigdzie nie idę – powiedziałam stanowczo.
– Maddie! Nie bądź taka! Proszę cię, nie zostawiaj mnie samej z tą nierozłączną dwójką!
– Jaką dwójką? – zdziwiłam się. – O, nie! – Krzyknęłam, gdy dotarł do mnie sens jej słów. – Nie mam ochoty na wieczór w towarzystwie Kaia!
– Daj spokój – dałabym sobie rękę uciąć, że Paula w tym momencie przewróciła oczami. – Widzimy się za półtorej godziny, prześlę ci adres. Czółko! – Przyjaciółka zakończyła rozmowę. Warknęłam pod nosem. Świetnie! Jak zwykle nie miałam nic do powiedzenia. Nie chciałam widzieć tego impertynenckiego Niemca. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Przekorny los miał jednak gdzieś moje zdanie. Igrał ze mną splatając nasze drogi. Z frustracją przeczesałam swoje długie włosy. Opróżniłam kubek, z niechęcią podniosłam się z łóżka i stanęłam przed szafą. Po kilkunastu minutach batalii włożyłam na siebie skórzane, obcisłe spodnie oraz czarną, koronkową bluzkę. Z zadowoleniem przejrzałam się w lustrze. Żeby się nie zdziwił! Postawiłam na buty, które idealnie podkreślały moje nogi i w ostatniej chwili pomalowałam usta czerwoną szminką. Odczytałam wiadomość od Pauli wskakując do nadjeżdżającego autobusu. Panował w nim niemiłosierny tłok, jednak nie dziwiłam się temu. Wcisnęłam w uszy słuchawki chcąc, choć trochę umilić sobie podróż. Może Kai jednak się nie pojawi? Wiedziałam, że to złudne nadzieje. Paula i jej pomysły! Ten człowiek działał mi na nerwy od pierwszego spotkania, miałam go po dziurki w nosie. Nic i nikt nie zmieni mojego zdania. Wysiadłam z autobusu z ciężkim sercem. Przeszłam na drugą stronę ulicy w poszukiwaniu pubu.

Londyn, Norman's Coach & Horses, 29.10.2020 r.

    Norman’s Coach & Horses według Pauli cieszył się dużą popularnością. Wewnątrz powitał mnie nienachalny ścisk, typowo angielski wystrój oraz pozytywne wibracje. Z ciekawością rozglądnęłam się po pomieszczeniu. Ludzie popijali piwo zaśmiewając się głośno z żartów swoich towarzyszy, inni śpiewali wraz z pozostałymi gośćmi, jeszcze inni grali na usytuowanym w przytulnym kącie pianinie. To właśnie przy nim dostrzegłam Paulę, Timo i, o zgrozo, Kaia. Wzięłam głęboki wdech i pewnym krokiem ruszyłam w ich stronę.
– Cześć – przywitałam się radośnie. Przyjaciółka objęła mnie mocno, Timo posłał mi buziaka, a ten nadęty buc nie odezwał się nawet jednym słówkiem. Prychnęłam pod nosem odwieszając jesienny płaszcz. Z satysfakcją odnotowałam wzrok Kaia przesuwający się po moich piersiach, zakrytych jedynie czarnym biustonoszem. Paula gwizdnęła z uznaniem. Usiadłam naprzeciwko Niemca uśmiechając się słodko. Sarknął zatapiając kształtne i pełne usta w mocnym drinku.
– Co dla ciebie? – spytała Paula.
– Mojito – odparłam.
– Cóż za oryginalność – odezwał się jaśnie pan.
– Nikt cię nie prosił o zdanie – warknęłam. – To Cuba Libre? – Wskazałam na jego drinka.
– No proszę, nie spodziewałem się tego – klasnął w dłonie z uznaniem.
– Możecie się uspokoić? – wtrącił Timo.
– Nie – odparliśmy równocześnie. Kai uśmiechnął się drwiąco, a mi zrobiło się gorąco. Zupełnie bez powodu. Staraliśmy się ignorować dla dobra towarzyszącej nam dwójki, ale było to trudne. W chwili, w której kelnerka postawiła przed Kaiem kolejnego drinka i szepnęła mu coś do ucha zalała mnie fala złości. Przygryzłam słomkę mordując go wzrokiem. Puścił mi oczko nonszalancko rozsiadając się na krześle. Miałam ochotę go zamordować. W tym momencie miałam gdzieś wiążące się z tym konsekwencje. Po upływie paru sekund Kai podniósł się z siedzenia. Spojrzałam na niego zdziwiona i szybko tego pożałowałam. Wylał drinka na moją bluzkę.
– Kai! – wrzasnęłam. – Zwariowałeś?! – Pisnęłam. Paula i Timo zanieśli się głośnym śmiechem.
– To za moje spodnie! – warknął. – Wiesz, co… – Zawiesił głos zatrzymując wzrok na moich piersiach. – Jednak masz, co wyeksponować – Dokończył niezwykle z siebie zadowolony.
– Palant i nikt więcej – stwierdziłam zgodnie z prawdą i udałam się do łazienki, by zminimalizować straty. Powiedzieć, że byłam wściekła, to nie powiedzieć nic! Ten dupek właśnie zniszczył moją ulubioną bluzkę. – Pożałujesz tego! – Przyrzekłam.
– Czego? – podskoczyłam w miejscu słysząc jego głos.
– Zjeżdżaj stąd, zboczeńcu! To damska toaleta! – krzyknęłam.
– Przyznaj, że specjalnie się tak ubrałaś. Ostatnio chyba cię obraziłem – rzucił podchodząc bliżej.
– Mam gdzieś twoje zdanie i ciebie. Wyjdź stąd – nakazałam wkładając pod wodę papierowy ręcznik.
– Pomóc ci? – zaoferował wyrywając mi z ręki namoknięty ręcznik. Cała się trzęsłam. – Byłoby prościej, gdybyś się rozebrała – Szepnął nachylając się. Drażnił się ze mną, wiedziałam to. Mimo to… Zmiękły mi kolana.
– Kai, wyjdź stąd – wyjąkałam odwracając się. Stanął za mną patrząc na mnie przez lustro. Wyglądał jak milion dolarów, a rozpięte guziki od koszuli czyniły z niego chodzący seks. Przemknął dłońmi po moim ciele ściskając piersi. Wrzałam. – KAI!
– Już idę… Osiołku – owiał oddechem moje ucho, po czym opuścił łazienkę. Oparłam się o kafelki próbując się uspokoić. Pragnęłam, żeby wrócił. Żeby mnie dotknął. Żeby sam się rozebrał. Zacisnęłam piąstki. Cholerny dupek! Ochlapałam twarz zimną wodą. Nic to nie dało. Irytujące rumieńce pokrywały policzki, a serce boleśnie obijało się o żebra. Nie miałam pojęcia, dlaczego ten człowiek tak na mnie działa. Próbowałam zachować trzeźwość umysłu, jednak w jego obecności mój mózg zamieniał się w papkę. Będąc małą dziewczynką obiecałam sobie, że żaden chłopak nie będzie ze mnie drwił. Miałam zamiar dotrzymać tego postanowienia za wszelką cenę.

    Wyszłam z łazienki z podniesionym czołem. Zmierzając do stolika dostrzegłam znajomą kelnerkę. Stała obok Niemca i z cielęcym uśmiechem szeptała mu coś do ucha. Znowu. Ten idiota otwarcie z nią flirtował! Skrzywiłam się z niesmakiem i poczułam niczym nieuzasadnioną, chorą zazdrość. Znowu. Syknęłam niczym pędząca lokomotywa i tanecznym krokiem ruszyłam w stronę moich kompanów. Na mój widok Paula zachichotała cicho, a Timo sugestywnie poruszył brwiami. Spławiłam ich i usadowiłam się na kolanach Kaia.
– Kochanie, dlaczego zostawiłeś mnie samą w toalecie? – zaświergotałam słodko obejmując dłońmi jego szyję. – Jeszcze nie skończyliśmy – Mruknęłam seksownie. Na jego twarzy odmalowała się furia.
– Co ty wyprawiasz? – warknął. Uciszyłam go wędrując dłonią w dół. Moje palce ostrzegawczo zacisnęły się na sprzączce od paska.
– Nie mówiłeś, że kogoś masz – kelnerka posłała mu oburzone spojrzenie i oddaliła się kręcąc tyłkiem.
– Co ty najlepszego zrobiłaś?! – Kai podniósł głos. Zgrabnie zsunęłam się z jego kolan i usiadłam na swoim miejscu. – Właśnie umawialiśmy się na randkę!
– Nie zaczynaj ze mną, Havertz – powiedziałam. Drgnął słysząc swoje nazwisko z moich ust, ale nie odniósł się do tego. Udał się do baru po kolejnego drinka. Timo poszedł za nim, dając nam chwilę dla siebie. – Dlaczego tak na mnie patrzysz? – Spytałam przyjaciółkę. Upiłam łyk rozkoszując się smakiem.
– Co to za przedstawienie, do cholery? – Paula rozdziawiła usta. – Naprawdę robił ci dobrze w łazience?! Dosłownie parę metrów od nas?! – Zrobiła wielkie oczy.
– Oczywiście, że nie! Za kogo ty mnie masz? – trąciłam ją łokciem. – Uroczyście przysięgam, że już nie dam się wyciągnąć na jakiekolwiek wyjście z tym człowiekiem! I nie obchodzi mnie, co sobie uroiłaś w tej blond główce – Popukałam ją w czoło.
– Nie chciałam was zeswatać, jeśli to masz na myśli – Paula w geście obrony zaczęła gestykulować rękoma. – Nie moja wina, że oboje wyglądacie tak, jakbyście chcieli się na siebie rzucić, nie bacząc na konsekwencje. I wcale bym się nie zdziwiła, gdyby poszedł za tobą do łazienki w wiadomym celu! – Uśmiechnęła się znacząco.
– Mam dość – stwierdziłam dopijając drinka. – Nie wytrzymam ani sekundy dłużej… Duszę się tutaj! – Powachlowałam się dłonią. Rozbawiona przyjaciółka opróżniła swoją szklankę jednym łykiem. Nienawidziłam tego, że miała rację. Nienawidziłam siebie za to, że gdyby Kai naprawdę mnie chciał, oddałabym mu się bez mrugnięcia okiem…

Londyn, 30.10.2020 r.

    Obudziłam się rano czując nieprzyjemne ssanie w żołądku. Moja biedna głowa pulsowała tępym bólem. Westchnęłam głośno przekręcając się na drugi bok. Miałam za swoje... Mogłam tyle nie pić! Jednak... Alkohol był jedynym, rozsądnym i sensownym rozwiązaniem na to, by przez resztę wieczoru jakoś znieść obecność Kaia. Po powrocie rzucał w moją stronę sugestywne uśmieszki, które sukcesywnie ignorowałam. Na samo wspomnienie jego stanowczych i silnych dłoni zrobiło mi się gorąco. Byłam cholerną kretynką! Wygrzebałam się z ciepłej pościeli i ruszyłam do kuchni. Jęknęłam widząc zostawiony wczoraj bałagan. Wiedziałam, że dopóki kac mnie nie opuści, nic z nim nie zrobię. Musiałam to przecierpieć. Jedynym pocieszeniem było to, że Paula z pewnością nie czuje się lepiej. Ona potrzebowała kilku dni na dojście do siebie. Z trudem znalazłam w szafce jakieś proszki. Wzięłam je do ust i szybko popiłam zimną wodą. Skrzywiłam się z niesmakiem. Głowa bolała mnie coraz bardziej. Usiadłam na kanapie okrywając się kocem. Spojrzałam w okno. Smętne chmury i deszcz nie poprawiły mojego nastroju. Kai pojawił się w moim życiu kilka tygodni temu i miałam wrażenie, że już zdołał przewrócić je do góry nogami. W jego obecności nie potrafiłam racjonalnie myśleć. Odgryzałam mu się, hardo odpowiadałam na jego zaczepki. Jednocześnie... Podobał mi się sposób, w jaki na mnie patrzył. Podobał mi się kształt jego ust, idealnie wykrojone brwi i wyraziste kości policzkowe. Był przystojny. Zdawał sobie z tego sprawę i wykorzystywał swoją pewność siebie na każdym kroku. Odpychałam go od siebie, równolegle marząc o tym, by czuć jego bliskość. Chciałam, żeby ze mną pogrywał, by się wściekał, by mnie prowokował. Byłam nielogiczna. I głupia. Nie mogłam wpaść w jego sidła. Jednak podświadomość podpowiadała mi, że chcąc, czy nie, już to zrobiłam...


***

Witam! 

Nie lubię meczów o tak wczesnej godzinie :( 



Pozdrawiam ;*