Londyn, London
Metropolitan University, 09.11.2020 r.
– Naprawdę mu
stanął?! – pisnęła Paula, nie bacząc na to, że znajdowałyśmy się na sali
ćwiczeń pełnej innych studentów. Studentów, których w przeciwieństwie do nas
interesował dany kierunek i omawiany właśnie temat dotyczący giełd i finansów.
– Nie wierzę!
– Tak było, nie kłamię – wyszczerzyłam zęby w
uśmiechu.
– Na samą myśl o tym, że ściągniesz koszulkę? A
gdybyś rzeczywiście ją ściągnęła, to skończyłoby się na ostrym seksie przy
ścianie? – spytała luźno.
– Paula! – skarciłam ją. Wyobraźnia podsunęła mi
obrazek, którego w tym momencie wolałabym nie zobaczyć. – Do niczego takiego by
nie doszło – Powiedziałam pewnie sięgając po długopis, by zapisać coś z
prezentacji multimedialnej.
– Daj sobie z tym spokój... I tak nic z tego nie
rozumiesz – parsknęła blondynka sięgając po telefon.
– I wzajemnie – odcięłam się, ale posłuchałam jej
rady. Odrzuciłam na bok długopis i ukryłam potężne ziewnięcie.
– Wracając do znacznie ciekawszego tematu... Timo
nigdy nie stanął tak szybko! Mam zacząć się martwić? – zadała pytanie.
Popatrzyłam na nią jak na kretynkę, którą zresztą była. – Zwykle potrzebuje
czegoś więcej... – Zastanowiła się.
– Nie chcę tego słuchać! – zasłoniłam uszy
rękoma. Paula przewróciła oczami.
– Za to ja chętnie dowiem się, o czym panie
rozmawiają – tuż za nami rozległ się zimny głos prowadzącej. Była upierdliwa,
wymagająca i niesprawiedliwa.
– Jeśli się nad tym zastanowić, to wcale tak
bardzo nie odbiegłyśmy od głównego tematu... Cyferki, czas, rozumie pani... –
Paula próbowała wybrnąć z niezręcznej sytuacji, ale miałam wrażenie, że tylko
ją pogarsza.
– Proszę jaśniej – prowadząca zacisnęła cienkie
usta.
– Och, no dobrze, skoro pani nalega... Zaczęłam
dumać nad tym, ile czasu potrzebuje mój chłopak, aby się podniecić – oznajmiła
spokojnie. Nie mogłam uwierzyć, że te słowa wyszły z jej ust. Zasłoniłam twarz,
aby ukryć swoją reakcję. Za wszelką cenę próbowałam powstrzymać śmiech, ale nie
udało mi się to. Paula była bezceremonialna. Udowodniła to już nie raz.
– Obie możecie pożegnać się z zaliczeniem mojego
przedmiotu. Proszę opuścić salę i nie deprawować innych – wskazała suchą i
wiotką ręką na drzwi. Spakowałyśmy swoje rzeczy, nie patrząc na innych. Tych
sztywniaków nic nie potrafiło rozbawić. Na korytarzu zaniosłyśmy się głośnym
śmiechem. Paula była szurnięta, ale właśnie to w niej uwielbiałam.
Londyn, 19.11.2020 r.
Dziewięć dni. Przez dwieście szesnaście godzin i
siedemset siedemdziesiąt siedem tysięcy sześćset sekund starałam się nie myśleć
o Kaiu. Wydawało mi się, że szło mi całkiem nieźle, ale byłam w błędzie.
Chciałam wymazać z pamięci incydent pomiędzy nami, ale okazało się to
trudniejsze, niż przypuszczałam. W jednej chwili Niemiec był dupkiem, który
mnie zranił, w drugiej był czułym chłopakiem, który potrafił się mną
zaopiekować w jednej z najcięższych chwil w życiu. Jego późniejsza reakcja
pozostawała dla mnie tajemnicą. Nie widzieliśmy się od tamtego momentu. Kai
wyjechał na zgrupowanie reprezentacji, a ja pogrążyłam się w nauce. Chwila
zapomnienia na zajęciach z Paulą kosztowała mnie dużo stresu. Pierwszy odruch
był spontaniczny. Dopiero później dotarły do mnie konsekwencje. Nie mogłam
pozwolić sobie na oblanie roku. Paula mnie nie rozumiała, jednak szanowała moje
zdanie. Byłam jej za to wdzięczna. Blondynka wiedziała o mojej relacji z
rodzicami i nie próbowała przekonywać mnie do zmiany kierunku. Ona sama była
lekkoduchem, studia były dla niej odskocznią. Różniłyśmy się, ale właśnie te
różnice sprawiły, że tak doskonale się uzupełniałyśmy. Paula usychała z
tęsknoty za Timo. Z każdym kolejnym dniem marudziła coraz bardziej. Nie
przyznałam się jej do tego, ale od czasu niespodziewanego wypadu na mecz
prześledziłam cały terminarz Chelsea. Był cholernie napięty i zastanawiałam
się, jak piłkarze poradzą sobie z taką częstotliwością spotkań. Za dwa dni
czekał ich mecz wyjazdowy z Newcastle, później z francuskim zespołem w ramach
Ligi Mistrzów. Westchnęłam z frustracją spoglądając na telefon.
– Wrócili! – oznajmiła Paula, kiedy opuściłyśmy
salę wykładową. – Wrócili! – Potrząsnęła mną, by dotarła do mnie powaga jej
słów.
– Zrozumiałam! – odparowałam poprawiając torebkę.
– Na co czekasz? – Wyszczerzyłam się.
– Tak, tak, masz rację! Jedziemy do mnie! –
zarządziła.
– Ty jedziesz do siebie. Ja jadę do domu –
sprostowałam.
– Maddie! Przywiozłam cię, więc cię odwiozę! Nie
dyskutuj ze mną!
– Możesz mnie odwieźć, a później pojechać do
mieszkania. Wiesz o tym, prawda? – spytałam wychodząc na powietrze. Było zimno,
jednak zza chmur przebijały się pojedyncze, słabe promienie słońca.
– A... Nie chcesz pojechać ze mną? –
zaproponowała przygryzając wargę.
– Nie chcę, kretynko – powiedziałam wsiadając do
jej samochodu. Blondynka cmoknęła z irytacją, ale posłusznie zajęła miejsce za
kierownicą. Oparłam się o zagłówek delektując się ciszą. Do czasu. – Co jest?
– Nie chce odpalić! – warknęła odrzucając na bok
kluczyki. Zaklęła pod nosem.
– Spróbuj jeszcze raz – poradziłam jej walcząc z
rozbawieniem.
– Dzięki, nie wpadłabym na to – posłała mi wrogie
spojrzenie. Po upływie pół godziny równocześnie orzekłyśmy, że samochód się
popsuł. Paula z rezygnacją zadzwoniła po mechanika, a później do Kaia. – Nie
patrz tak na mnie!
– Po jaką cholerę go wzywałaś? Możesz jechać
autobusem! Ja zamierzam tak zrobić – oznajmiłam wściekła.
– Nie! Kai jest moim przyjacielem, a przyjaciele
pomagają sobie w potrzebie – orzekła. Nawet nie próbowałam protestować. Byłam
głupia. W duchu cieszyłam się na spotkanie z Niemcem. Byłam ciekawa jak
zareaguje, jak się zachowa, gdy mnie zobaczy. Kiedy samochód blondynki został odholowany,
zza zakrętu wyłoniło się sportowe cacko Kaia. Z bliska robił jeszcze większe
wrażenie. – Kai! Dziękuję! – Paula odetchnęła z ulgą. Ja spuściłam głowę.
– To żaden problem – odpowiedział ściskając ją.
Czułam jego wzrok na moim ciele, ale pozostałam nieugięta.
– Nie przywitasz się z Maddie? – zachichotała
posyłając mu sugestywne spojrzenie.
– Paula! – syknęłam, kiedy zdałam sobie sprawę,
co zamierza zrobić. Na twarzy Kaia pojawiły się rumieńce. Blondynka parsknęła
śmiechem.
– Dobrze się czujesz, Kai? – żartobliwie
przyłożyła mu dłoń do czoła. – Hm... Może powinnam sprawdzić jak się ma inna
część twojego ciała – Zastanowiła się. Przymknęłam oczy prosząc o cierpliwość. –
Chociaż nie! Przecież to nie na mnie tak reagujesz... – Dodała po namyśle.
– PAULA! – warknęliśmy jednocześnie.
– No proszę... Co za nić porozumienia! – zaśmiała
się.
– Myślę, że brak Timo stanowczo rzucił ci się na
mózg – podsumował Niemiec. Przyjaciółka wystawiła mu język wsiadając do
samochodu. Niepewnie usadowiłam się na miejscu pasażera. Kai był wściekły,
czemu się nie dziwiłam. Miałam nadzieję, że jego złość nie odbije się na mnie.
Musiał zrozumieć, że takiej informacji nie mogłam zachować dla siebie. Nie przypuszczałam,
że Paula postawi go w tak niekomfortowej sytuacji. Kai mocno zacisnął dłonie na
kierownicy i ruszył w kierunku mieszkania Timo. Odwróciłam się przez ramię i
wystawiłam blondynce środkowy palec. Zbyła mnie wzruszeniem ramion. Miałam
serdecznie dość. – Do zobaczenia w najdalszej przyszłości – Rzucił Kai
parkując.
– Już za mną tęsknisz – prychnęła. – Uważaj na
siebie i na swoje reakcje! Nie rośnij zbyt duży – Zakończyła oddalając się. Przeklęłam
głośno. Kai nie skomentował jej słów. Nie spojrzał na mnie. Włączył się do
ruchu napinając szczękę. Odchrząknęłam zakłopotana. Chciałam znaleźć się w
mieszkaniu. Jak najszybciej.
Obiecałam sobie milczeć przez całą drogę
powrotną, lecz było to dość trudne. Kai specjalnie nucił pod nosem jakieś
dziwne piosenki i podkręcał głośność. Byłam na niego wściekła, choć nie
potrafiłam podać konkretnego powodu. Ten człowiek działał mi na nerwy jak nikt
inny. Był zbyt pewny siebie, zbyt egoistyczny, zbyt impertynencki, zbyt
przystojny... Przymknęłam powieki, by pozbyć się chorych wizji. Nie miałam
prawa myśleć o nim w ten sposób. Tworzyliśmy inne światy. On był przebojowy,
znał swoją wartość, wykorzystywał swój urok osobisty i urodę na każdym kroku.
Ja wolałam stać z boku, przyglądać się i marzyć, by kiedyś w pełni docenić to,
co robię. Byłam przytłoczona, nie miałam pojęcia, w którą stronę pójść. Rzucić
studia i narazić się na gniew rodziców, którzy poświęcili wszystko, by zapewnić
mi lepszą przyszłość, czy przełamać się, zawalczyć o swoje szczęście, udowodnić,
że zasługuję na lepszy los? Irytujące łzy napłynęły mi do oczu. Szybko je
odgoniłam, nie chciałam, by Kai widział mnie w tym stanie. Nie chciałam dać mu
satysfakcji. Już nigdy więcej. Byłam rozbita i nie zniosłabym kolejnych słabych
dowcipów kierowanych w swoją stronę. Pogrążyłam się w niezbyt przyjemnych
wizjach. Ocknęłam się, gdy samochodem szarpnęło.
– Kai! – wrzasnęłam łapiąc się za serce. – Kto
dał ci prawo jazdy, do cholery?! – Warknęłam oddychając z trudem.
– To nie moja wina, że kot wparował na jezdnię! –
rzucił w swojej obronie jadąc dalej.
– Mogłeś go skrzywdzić, palancie!
– Przecież specjalnie zahamowałem! Gdybyś nie
bujała w obłokach, to zauważyłabyś, że zdążyłem w ostatniej sekundzie!
– Mam cię dość! – wyrzuciłam dłonie ku górze wyrażając
frustrację. – Już nigdy więcej nie wsiądę z tobą do auta! – Obiecałam.
– Mogę wysadzić cię na poboczu, droga wolna –
parsknął włączając jakąś gównianą piosenkę. – Nie dotykaj mojego odtwarzacza! –
Strącił moją rękę, która niewinnie zmierzała do odbiornika.
– Czego ty słuchasz? Na litość, to nie ma żadnego
sensu!
– To niemiecki rap! Nie zabieraj głosu w
sprawach, o których nie masz pojęcia!
– Nie będziesz mi mówił, co mam robić! –
krzyknęłam. Kai nie odpowiedział. Muzyka rozbrzmiewała coraz głośniej. – Chcesz
mnie uciszyć?
– O niczym innym nie marzę!
– Wysadź mnie, palancie! Natychmiast – zażądałam.
Nie sądziłam, że spełni moją prośbę. Zaparkował z piskiem opon obok
zarośniętego pola. Nachylił się i otworzył mi drzwi. Spojrzałam na niego jak na wariata, ale pozostał
niewzruszony. Chyba nie potraktował moich słów poważnie? Naprawdę chciał mnie
zostawić, samą, na jakimś pustkowiu?! – Kai...
– Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem –
wzruszył ramionami robiąc zaciętą minę. Świetnie! Zabrałam torebkę i opuściłam
jego samochód. Trzasnęłam drzwiczkami. Ruszył nie oglądając się za siebie.
Naprawdę odjechał! Znowu zebrało mi się na płacz. Wyciągnęłam telefon modląc
się o cierpliwość. Brak zasięgu. Samsung zamigotał i zgasł. Rozładowana
bateria. Co on najlepszego zrobił?! Kopnęłam kamyk siadając na trawie. Mam
złapać stopa? Uschnąć tutaj? Czekać na pewną śmierć z rąk psychopaty? Drgnęłam
słysząc za sobą szum. Trzask. Kroki. Zadarłam głowę ku górze obserwując zachód
słońca. – Wsiadaj do samochodu – Kai był wściekły. – Wsiadaj, albo naprawdę
odjadę. Udawałam, że go nie słyszę. – Jeśli oblezą cię włochate pająki...
– Pająki?! – zapiszczałam zrywając się na równe
nogi. – Są tutaj pająki?!
– One są wszędzie, Osiołku – powiedział siląc się
na spokój. – Wsiadaj!
– Nie! – tupnęłam nogą. – Co ja cię w ogóle
obchodzę? Możesz mnie tutaj zostawić, nie krępuj się – Pociągnęłam nosem. – Mam
dość twojego towarzystwa, palancie – Powiedziałam zgodnie z prawdą. Kai pokonał
dzielącą nas odległość. Na jego twarzy malowała się frustracja.
– Maddie, wsiądź do tego przeklętego samochodu –
syknął, a mnie wbiło w ziemię. Maddie? Powiedział do mnie Maddie?! On sam chyba zdał sobie sprawę,
że nazwał mnie tak po raz pierwszy od początku naszej znajomości. Zakłopotany
poprawił włosy. – To znaczy... Wariatko, wsiadaj. Nie będę się powtarzał.
– Ja również! – odparłam. Kai złapał mnie za
dłonie i przyciągnął do siebie. Oddychał ciężko, jego oczy płonęły. Chciałam
zapytać, co ma zamiar zrobić, ale nie dał mi szansy. Jego usta z furią zaatakowały
moje własne. Zmiękły mi kolana. To było... Zaskakujące. Nowe. Porywające.
Jęknęłam, kiedy nasze języki złączyły się w namiętnym i ognistym tańcu.
Gwałtowność, szał, gniew, wrogość... Siedzące w nas emocje osiągnęły punkt
kulminacyjny. To nie był delikatny i lekki pocałunek. Był silny, drapieżny,
pełen pasji i pożądania. Wbiłam dłonie w jego włosy przyciągając go do siebie
jeszcze bliżej. Scaliliśmy się. Byliśmy jednością. Kai ugryzł moją wargę.
Drżałam na całym ciele. Chciałam więcej. Desperacko próbowałam przeciągnąć tę
chwilę, chciałam go przy sobie zatrzymać. – Kai... – Wydyszałam, kiedy odsunął
się na milimetr.
– Musiałem cię jakoś uciszyć – rzucił łapiąc
oddech. – Wsiadasz? – Ponowił pytanie. Jego usta były nabrzmiałe, poddawały
mnie próbie. – Osiołku? Ocknij się. Nie przelecę cię w tej trawie, choćbyś
błagała mnie o to na kolanach – Zmysłowo wyszeptał mi do ucha. Odtrąciłam go.
Zajęłam miejsce pasażera i odwróciłam głowę. Nienawidziłam go. I siebie za to, że go pragnęłam.
***
Witam!
Co tutaj się wydarzyło ^^