wtorek, 13 października 2020

Czwarty

Londyn, 06.11.2020 r.

     Początek listopada wprawił mnie w ponury nastrój. Pogoda za oknem nie zachęcała do wyjścia gdziekolwiek, wręcz przeciwnie, zapraszała pod ciepły kocyk. Na zewnątrz było mgliście, gołe gałęzie drzew rzucały złowieszcze i groźne cienie. Po niebie sunęły ciężkie i brzydkie chmury zwiastujące deszcz, a nawet śnieg. Wiał zimny i porywisty wiatr, który powodował nieprzyjemne dreszcze. Naciągnęłam ciepły sweter sięgając po kubek z gorącą, owocową herbatą. Sam jej zapach sprawił, że poczułam się odrobinę lepiej. Poprawiłam złotego MacBooka zsuwającego się z kolan i oparłam zmęczone plecy o wygodną poduszkę. Miałam dość studiów, nudnych wykładów i nużących ćwiczeń. Cyferki śmigały mi przed oczami, a ja nie potrafiłam rozszyfrować ich znaczenia. Miałam dość. Nie miałam jednak odwagi, by wyznać rodzicom prawdę. Zawiedliby się na mnie, a tego bym nie zniosła. Znalazłam się pomiędzy przysłowiowym młotem, a kowadłem. Zaklęłam głośno wyrażając frustrację. Nie wiem, co mną kierowało, gdy zmieniłam stronę w przeglądarce. Otępienie? Kai uśmiechał się do mnie z oficjalnej witryny Chelsea. Przez krótką chwilę walczyłam ze sobą, lecz pokusa okazała się silniejsza. Kliknęłam na artykuły związane z jego okropną osobą i pochłonęłam w nich bez reszty. Koledzy wypowiadali się o nim w samych superlatywach, widzieli w nim potencjał, a trener uważał go za bardzo miłego i skromnego chłopaka. Parsknęłam. Skromny Kai? Jasne! A ja rzucę studia i zostanę zakonnicą. Co u licha przygnało mnie w to miejsce? Zamknęłam laptopa przymykając powieki. Naprawdę byłam skończoną idiotką. Dzwonek telefonu oderwał mnie od myśli o Niemcu.
– Ty i ja. Ty i ja razem. Jutro. Na meczu. Nie przyjmuję odmowy. Czół... – głos Pauli dotarł do mnie, jakby z zaświatów. Odzyskałam zdolność racjonalnego myślenia w ułamku sekundy.
– Wybij to sobie z głowy. Nie ma mowy. Nie pójdę z tobą na mecz tego cholernego palanta! – powiedziałam podnosząc się z łóżka.
– Hm... To zaproszenie od Timo, ale rozumiem, że tym niespodziewanym telefonem oderwałam cię od myślenia o Kaiu... – Paula zaniosła się głośnym śmiechem. Warknęłam pod nosem.
– Nie łap mnie za słówka! Wcale nie... Ugh! – zaplątałam się w wyjaśnieniach. – Bierzesz mnie pod włos!
– Obiecałaś mi, że kiedyś ze mną pójdziesz! Maddie, błagam cię! Znam inne dziewczyny zawodników, ale nie jestem z nimi zżyta. A ty jesteś moją najlepszą przyjaciółką!
– Ale nie jestem dziewczyną żadnego z nich! – odparowałam.
– A chciałabyś? – blondynka zachichotała złowieszczo.
– Nie! Dobrze, pójdę z tobą dla świętego spokoju – westchnęłam pokonana. – Ale tylko ten jeden raz!
– Kocham cię! Czółko! – rozłączyła się. Rzuciłam telefonem o łóżko. Czułam, że będę tego żałować.

Londyn, Stamford Bridge, 07.11.2020 r.

     Nie włożę na siebie tej obrzydliwej koszulki! – warknęłam mierząc Paulę nieprzyjemnym wzrokiem. Stałyśmy przed stadionem Chelsea wzbudzając zainteresowanie u mijających nas ludzi.
– Nie wrzeszcz tak, imbecylku, bo ktoś wezwie ochronę – zniecierpliwiona blondynka przewróciła oczami.
– To przez twoje idiotyczne pomysły, kretynko – skrzyżowałam ramiona wyrażając swoje niezadowolenie. Przez twarz Pauli przemknął tajemniczy uśmieszek.
– Wkładając na siebie koszulkę Kaia, dodatkowo zemścisz się na nim za to, że zniszczył twoją bluzkę... No chyba że już o tym zapomniałaś. Jeśli tak, to ci odpuszczę – wzięła mnie pod włos mrugając do mnie. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nie zapomniałam.
– Jesteś okropna – mruknęłam pod nosem.
– I za to mnie kochasz – wyszczerzyła się podając mi koszulkę Niemca. Włożyłam ją na siebie z niesmakiem. – Do twarzy ci w niej...
– Ani słowa więcej – ostrzegłam ją. – Dlaczego wchodzimy normalnym wejściem? Bycie dziewczyną Timo do niczego cię nie upoważnia? – Zakpiłam.
– Nie chcę siedzieć z innymi... Chyba się nie polubiłyśmy – wzruszyła ramionami. – Nie wszystkie rozumieją moje poczucie humoru.
– To wiele wyjaśnia – parsknęłam wchodząc w głąb stadionu. Może nie należał do największych obiektów, ale oprawa zrobiła na mnie wrażenie. Fala kibiców rozpychała się pomiędzy sobą szukając swoich miejsc. Niebieskie barwy witały mnie z każdej strony. Nie przepadałam za piłką nożną. Miałam o niej praktycznie zerowe pojęcie. Mecze reprezentacji Anglii oglądałam z tatą przed telewizorem udając przed nim zainteresowanie. Teraz z ulgą zajęłam miejsce obok Pauli. Blondynka trajkotała jak najęta zachwycając się zbliżającym się spotkaniem. Z dumą nosiła koszulkę z numerem jedenaście na plecach. Wspierała Timo całym sercem, zawsze była obecna, dodawała mu otuchy, kibicowała z całych sił. Byli dla mnie parą idealną. Mecz rozpoczął się punktualnie. Obserwując wyprostowaną sylwetkę Kaia poczułam nieuzasadniony gorąc. Zbeształam się za niestosowne w tym momencie myśli. Chelsea od samego początku wiodła prym na boisku. Ich przeciwnicy stawiali opór, ale całkowicie nieskuteczny. Obrona nie radziła sobie z atakiem gospodarzy. Strzelcem pierwszej bramki został Timo. Zatkałam sobie uszy słysząc przeraźliwy pisk Pauli. Blondynka miała gdzieś opinię innych. Klaskała głośno wyrażając swoje zadowolenie. Gra toczyła się wartkim tempem, piłka płynnie zmierzała od nogi do nogi. Zaklęłam szpetnie, gdy Kai wykorzystał asystę Timo. Może wyczuł moją obecność i chciał mi zrobić na złość? Zacisnęłam pięść. Kai odżył. Strzelony gol dodał mu jeszcze większej pewności siebie. Nie potrzebował wiele czasu, aby podwyższyć swój bramkowy dorobek. Kibice oszaleli, a mnie dopadły dziwne emocje. Podekscytowanie? Pochłonęło mnie to widowisko. Dołączyłam do wiwatującego tłumu dając się ponieść. Paula taktownie zasłoniła usta. Parę minut później Kai idealnie przechwycił piłkę od kolegi z drużyny. Nie wahał się. Pewnie umieścił futbolówkę w siatce.
– Właśnie ustrzelił hat... – zaczęła moja towarzyszka.
– Wiem, co to jest hat trick! – krzyknęłam poprawiając koszulkę. W jednej chwili poczułam ekscytację. Co się ze mną działo? Nie potrafiłam tego racjonalnie wytłumaczyć.
– Podszkoliłaś się? – Paula zaśmiała się głośno. Zgromiłam ją wzrokiem. Nie odpowiedziałam na jej pytanie powracając do oglądania meczu. Druga połowa była mniej zacięta, zawodnicy Sheffield United oddawali pojedyncze strzały na bramkę Chelsea. Kiedy sędzia zagwizdał po raz ostatni ogarnęły mnie sprzeczne emocje.
– Co teraz?
– Idziesz ze mną poczekać na Timo – powiedziała przyjaciółka. Kiwnęłam głową podążając za nią. Pogrążyłyśmy się w przyjemnej rozmowie. Straciłyśmy poczucie czasu.
– Jakim prawem założyłaś na siebie moją koszulkę? – zimny głos sprawił, że po moim kręgosłupie przebiegł dreszcz. – Nie chcę cię w niej widzieć.
– Mam gdzieś twoje zdanie, Kai – odwarknęłam odwracając się w jego stronę. Był wściekły.
– A ja mam gdzieś ciebie, wariatko. Jesteś dla mnie nikim – wycedził. Zabolało.
– Kai! – Timo próbował interweniować. Zapewniłam go, że to niepotrzebne. Obdarzyłam Niemca płonącym spojrzeniem i oddaliłam się. Chciałam znaleźć się jak najdalej od niego. I od jego słów.

Londyn, 07.11.2020 r.

     Trzasnęłam drzwiami od klatki schodowej i czym prędzej pognałam na górę. Byłam wściekła! Kai był okropnym człowiekiem. Był zapatrzonym w siebie egoistą. Kompletnie nie liczył się z uczuciami innych ludzi. Miał gdzieś to, że jego zachowanie może kogoś zranić, wyrządzić komuś krzywdę. Jego słowa powodowały ból, a ironiczne spojrzenie wymierzało ciosy w serce. Powinnam mieć to gdzieś. Powinnam przestać się z nim widywać i o nim myśleć. Byłam zła na samą siebie, że dopuściłam do takiego stanu rzeczy. Kai się we mnie zakorzenił, a ja nie miałam dość sił, by powiedzieć pas. Odgoniłam niechciane łzy szukając kluczy w torebce. Gdy podniosłam wzrok zamarłam. Na drzwiach prowadzących do mieszkania siedział duży, czarny, włochaty pająk. Dostałam ataku paniki. Sparaliżowało mnie, nie mogłam się ruszyć, nie mogłam oddychać. Czułam przyspieszone bicie serca, przepływające przeze mnie dreszcze oraz gęsią skórkę na całym ciele. Z wielkim trudem przełknęłam ślinę i osunęłam się po ścianie. Wetknęłam głowę pomiędzy kolana próbując się uspokoić. Nic z tego! Tępy ból przerodził się w uczucie zapadania się w sobie. Miałam wrażenie, że ten stwór chodzi po mnie i szydzi z mojego strachu. Bałam się, byłam śmiertelnie przerażona. Rozbolał mnie brzuch. W moich myślach panował chaos. Nie potrafiłam nad nim zapanować. Rozpłakałam się jak mała dziewczynka. Nie wiem, ile czasu minęło. Kilka sekund, minut, a może godzin? Zobojętniałam na otaczającą mnie rzeczywistość. Kroki na korytarzu były nadchodzącą nadzieją.
– Wariatko? Co ty tutaj robisz? – zdziwiony głos Kaia odbił się od ścian. – Madelaine? – Powtórzył, gdy nie uzyskał odpowiedzi. Podniosłam głowę wpatrując się w niego nieobecnym wzrokiem.
– Mieszkanie... – wykrztusiłam z siebie.
– Ktoś się włamał? Ktoś zrobił ci krzywdę? – kucnął przede mną. – Nie trać ze mną kontaktu, słyszysz mnie? – Lekko mną potrząsnął. Kiwnęłam głową.
– To nie... Nie o to chodzi... Drzwi... – zaczęłam nieskładnie.
– Zaciął się zamek? Nie masz kluczy? Mam zadzwonić po ślusarza? – zapytał. Był coraz bardziej zaniepokojony. Nic dziwnego. Dalej cała się trzęsłam, a łzy rozmazały staranny makijaż. 
– Po prostu... Spójrz na nie – poprosiłam pociągając nosem. Kai podniósł się z klęczek i przez parę minut nic nie mówił. – Kai... On tam jest, prawda? Siedzi tam? Nie zszedł, nie zaplątał się w moich włosach? Kai, odpowiedz! – Nakazałam. Atak powracał. Dusiłam się.
– Chodzi ci o tego pająka? – zastanowił się
. – Właśnie maszeruje w dół – Obwieścił.
– Nie pozwól mu na to, proszę! Weź go! Kai, błagam! – zapiszczałam tracąc nad sobą kontrolę. Przerażenie rosło z każdą sekundą.
– Uspokój się – poinstruował mnie drapiąc się po brodzie. – I nie patrz – Dodał po upływie chwili. Zamknęłam oczy odliczając do dziesięciu. Powtórzyłam tę czynność kilkakrotnie. – Madelaine! Już go nie ma – Jego głos był wybawieniem. Wiedziałam, że go to bawi, ale miałam to gdzieś. Pomógł mi wstać. Z trudem trzymałam się na nogach. Drżącymi rękoma próbowałam włożyć klucz do zamka. – Ja to zrobię – Zaoferował. Przyjęłam jego pomoc z wdzięcznością. Ściągnęłam z siebie kurtkę i pod wpływem nagłych emocji wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Nie spodziewał się tego, stał zaskoczony, dopóki nie zwiększyłam uścisku. Kurczowo trzymałam się jego koszulki. Objął mnie niezdarnie, jednak wkrótce potem oprzytomniał. Zamknął mnie w swoich ramionach, otoczył opieką. Bił od niego spokój. Zaufałam mu. Delikatnie głaskał mnie po włosach, dopóki mój oddech się nie unormował. Zapach jego perfum przyjemnie koił moje zmysły. – Już... Już ci lepiej? – Odchrząknął zakłopotany.
– Ja... Tak... Dziękuję – wymruczałam speszona. – Gdyby nie ty... – Zamotałam się. – W każdym razie...
– Masz arachnofobię? – zapytał. – Tak wielką?
– Tak – potwierdziłam. – Od małego... To znaczy... Kiedyś, dawno temu... Obudziłam się w nocy, bo poczułam, że coś chodzi mi po twarzy. Chciałam to strącić, ale nie dałam rady. Spanikowałam. Nie wiedziałam, o co chodzi, dopóki nie poczułam włochatej nogi na swoich ustach. To przesądziło o sprawie. Chodziłam na terapie, ale bezskutecznie – Wyjaśniłam. Wyjawiłam mu swój największy strach. Otworzyłam się przed nim. – Naprawdę, Kai... Dziękuję ci z całego serca – Wykrztusiłam. Nieporadnie poklepał mnie po ramieniu.
– Cieszę się, że mogłem ci pomóc.
– On nie wróci? – dopytałam.
– Nie – przytaknął. – Możesz spać spokojnie. Chyba że chcesz, abym sprawdził każdy kąt w twoim mieszkaniu – Powiedział.
– A... Mógłbyś? – spytałam nieśmiało. Niemiec parsknął śmiechem, ale podjął się tego zadania. Kamień spadł mi z serca! Kai mi zaimponował. Wrócił po kilku minutach zapewniając, że żaden pająk mnie nie zaatakuje. – Dziękuję – Powtórzyłam uciekając wzrokiem.
– To nic takiego – odparł. – Madelaine... Przyszedłem cię przeprosić – Odchrząknął. Spojrzałam na niego zdziwiona. – Za moje słowa po meczu. Nie chciałem, aby tak to zabrzmiało.
– Zapomnijmy o tym – machnęłam ręką. – Odkupiłeś swoje winy – Powiedziałam uśmiechając się do niego. – Ale jeśli chcesz, mogę oddać ci twoją własność – Zironizowałam orientując się, że wciąż mam na sobie jego meczową koszulkę.
– Nie trzeba! – powiedział szybko. – Pójdę już... Zasiedziałem się! – Oznajmił zasłaniając się bluzą. Zmarszczyłam brwi wędrując wzrokiem w dół. Z trudem powstrzymałam śmiech. – Cześć! – Pożegnał się i opuścił moje mieszkanie. Czy jemu właśnie...? Gorąc na policzkach posłużył mi za odpowiedź. Nie umiałam rozszyfrować Kaia. Nie potrafiłam zrozumieć samej siebie.


***

Witam!

Nie taki zły Kai, jak go Maddie maluje ^^




Pozdrawiam ;*

3 komentarze:

  1. Jestem, czytam i postaram się jutro wrócić ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Twój rozdział czyta mi w myślach bo właśnie siedzę sobie pod kocykiem ^^ także nastrój typowo listopadowy! Wczuwam się :D Nasza biedna Maddie nadal morduje się nad nauką, która ni jak nie wchodzi jej do głowy. Ale cóż się dziwić skoro nie ma smykałki do tego co studiuje. Powinna poważnie to przemyślać bo tak wiele ciekawych rzeczy może na nią czekać. Na przykład Kai na stronie Chelsea Londyn ^^ Ha! Widać Niemiec zadomowił się w jej głowie na dobre i mimochodem sobie o nim przypomina. Skromny i miły? Czyżby Maddie poznała innego Kai'a? A może wcale go jeszcze nie poznała? :) Interesujące, że człowiek może mieć dwa oblicza. Czekam aż wszyscy poznamy to milsze ^^ Jednak niech dziewczyna da sobie spokój z tym zakonem.
    Paula to ma wyczucie czasu! Zawsze gdy Maddie chce sobie poleniuchować to jej nowa psiapsi wyskakuje z kolejnym zwariowanym pomysłem, który kończy się sprzeczką z ulubionym Niemcem. Tym razem zaproponowała wyjście na mecz :) I mimo że nasza główna bohaterka z piłką nożną jest na bakier to jednak dała się (znowu) ubłagać. Mało tego! Zgodziła się (dla świętego spokoju) założyć koszulkę swojego największego wroga. Pomińmy fakt, że Niemka wjechała jej na homor ^^. Paula na serio po kruchym lodzie stąpa ^^ Dobrze, że chociaż Maddie rozumie jej poczucie humoru oraz zwariowane podejście do świata. Odstawiły szopkę przed stadionem, ale ostatecznie doszły do porozumienia. A raczej Maddie odpuściła dla dobra świata ^^ i dała się porwać piłkarskim emocjom. Oj chyba rzeczywiście Kai wyczuł jej obecność bo jak na skrzydłach latał po tym boisku i strzelał gole *.* Aż trzy! A to nie zdaża się codziennie! Zresztą, już ja tam swoje wiem ^^ jak tak dalej pójdzie to nasza Maddie ekspertem zostanie i fanem numer jeden! Znaczy fanem całej Chelsea oczywiście *.*
    Jednak Kai nie mógłby być Kai'em, a raczej chłop nie mógłby być chłopek, jakby nie odstawił szopki. Na pewno był zaskoczony widokiem Maddie w swojej koszulce, a zważając na fakt, że nie pałają do siebie sympatią, chyba wyczuł że dziewczyna nie miała zbyt dobrych intencji. Ale czy musiał od razu ją zranić? Ugh, nic te chłopy nie myślą! Dobrze chociaż, że pofatygował się i ją ładnie przeprosił bo nie darowałabym mu tego! Jednak zanim doszło do przeprosin ... co tu się wydarzyło!? Biedna Maddie :( Nawet nie chcę sobie wyobrażać co czuła. Sama nie lubię pająków, a jeszcze jakbym była chora (swoją drogą skąd Kai zna tak mądre słowo? lol) na takie coś to bym fikła na tej klatce schodowej. Lecz nagle niespodziewanie pojawił się bohater z romantycznych powieści i uratował damę przed całym złem tego świata. Krótko mówiąc zamordował pająka ^^ Na pewno był w szoku widząc Maddie w takim stanie. Ale jak ochoczo się wyrywał do pomocy! Rzeczywiście chciał odkupić swoje winy. Zaopiekował się Maddie, a nawet sprawdził czy w jej mieszkaniu nie pojawił się inny szkodnik ;3 Normalnie się rozpływam nad tą słodkością! I ten przytulas dwóch największych "wrogów" chyba spowodował skutku uboczne ... biedny mały Kai ^v^
    Chcę więcej *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Maddie naprawdę powinna poważnie się zastanowić nad kontynowaniem studiów akurat na tym kierunku. Przecież to dla niej istna męka. Nauka zupełnie nieinteresujących jej rzeczy przychodzi z trudem i pojawia się coraz większą frustracja oraz zniechęcenie. Robienie czegoś na siłę, nie ma żadnego sensu. Poza tym jestem pewna, że gdyby Maddie skupiła się na tym, co rzeczywiście ją fascynuje, prędzej czy później i tak odniosła by zawodowy sukces. Musi tylko się odważyć i uwierzyć w siebie.
    Aby oderwać się od irytującej ją nauki, Maddie mimowolnie postanowiła dowiedzieć się czegoś o swojej największej zmorze, jaką bez wątpienia w ostatnim czasie jest Kai. Dzięki artykułom miała okazję poznać go z innej strony, choć niezwykle trudno było jej uwierzyć, że piłkarz może posiadać w sobie jakieś pozytywne cechy. Oby z czasem przekonała się o tym na własnej skórze, a nie tylko z suchego tekstu na stronie internetowej.
    Paula postanowiła wyciągnąć Maddie na mecz i nie przyjmowała żadnych protestów, choć dziewczyna wyjątkowo się starała wybić jej ten pomysł z głowy. Ostatecznie chcąc nie chcąc pojawiła się pod stadionem, gdzie czekała na nią kolejna przeprawa z przyjaciółką, która starała się namówić ją do założenia koszulki z nazwiskiem Kaia. Co oczywiście udało się jej osiągnąć kolejnym podstępem. Paula jest po prostu genialna. Za to Kai chyba naprawdę podświadomie wyczuł obecność Maddie na trybunach, bo zanotował wspaniały występ. Szkoda tylko, że jego postawa po nim już taka nie była. To jak potraktował Maddie, gdy zobaczył ją w swojej koszulce...Naprawdę zachował się okropnie. Nic dziwnego, że Maddie poczuła się zraniona. Dogryzanie sobie i przekomarzanie się to jedno, ale trzeba wiedzieć, gdzie postawić granicę.
    Biedna Maddie, nie dość, że Kai tak niesprawiedliwie ją potraktował, to jeszcze spotkała na klatce swój największy koszmar. Sama nie znoszę pająków i zawsze panikuję na ich widok, a co dopiero osoba, która cierpi na prawdziwą fobię. To musiało być dla niej czymś okropnym. Na całe szczęście w samą porę pojawił się skruszony Kai, który postanowił przeprosić dziewczynę za swoje wcześniejsze zachowanie i opanował sytuację. Wielki plus dla niego, że zajął się Maddie i w pełni zrozumiał z czym się zmaga. W dodatku sprawdził całe mieszkanie, czy przypadkiem i w nim nie zadomowił się w nim jakiś nieproszony gość. Można powiedzieć, że tym odkupił swoje poprzednie winy. No i jego niespodziewana reakcja na bliskość Maddie mówi sama za siebie. :D Kai już nikomu nie wmówi, że dziewczyna jest dla niego obojętna. Najwyższy czas się do tego przed samym sobą przyznać.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń