Londyn, 22.12.2020 r.
Z
ciężkim sercem wbiegłam po trzech schodkach i trzęsącą dłonią nacisnęłam
dzwonek do drzwi. Starałam się unormować przyspieszony oddech, ale z góry
stałam na przegranej pozycji. Denerwowałam się. I to cholernie. Miałam ochotę
zamordować Paulę na tysiąc różnych sposobów. Byłam też zła na samą siebie.
Mogłam odmówić, wykręcić się czymkolwiek. Zamiast tego dałam się ubłagać.
Karciłam się za swoje uczucia. Prawda była taka, że chciałam go zobaczyć.
Przedłużająca się cisza zaczynała robić się niepokojąca. Może blondynka
wykręciła mi jeden ze swoich chorych numerów? Może Kaia nie było w domu, może
poszedł na zakupy, może nie wrócił z treningu? Miałam zawrócić, kiedy
usłyszałam odgłos kroków po drugiej stronie. Raz kozie śmierć. Weź się w garść,
Maddie! Kai stanął w progu i zaniemówił. Potargane włosy i wymięta koszulka
sugerowały, że dopiero wstał z łóżka. Ostentacyjnie spojrzałam na zegarek i z
politowaniem pokręciłam głową.
– Ma-Maddie? – spytał zdziwiony. Obdarzył mnie
czujnym spojrzeniem. – Skąd się tutaj wzięłaś?
– Paula – odpowiedziałam jednym słowem. –
Przepraszam, nie powinnam była przychodzić. Mogłam cię uprzedzić... – Zaczęłam
nieskładnie.
– Daj spokój, wejdź – przepuścił mnie w drzwiach.
Uśmiechnęłam się do niego niemrawo i stanęłam w przestronnym korytarzu. –
Napijesz się czegoś? – Zaproponował.
– Nie, dziękuję – odmówiłam. – Zaraz idę, nie
chcę ci przeszkadzać – Powiedziałam szybko.
– Maddie, nie przeszkadzasz mi. Kawa? – rzucił
wchodząc do kuchni. Odwiesiłam płaszcz na wieszak i podążyłam za nim.
– Herbata, jeśli można – poprosiłam rozglądając
się po pomieszczeniu. Mieszkanie było przytulne i ciepłe. Poczułam się tutaj
dziwnie bezpieczna. Kai nastawił wodę wyciągając z szafki dwa kubki. Splotłam
dłonie, bo nie miałam zielonego pojęcia, jak się zachować, co powiedzieć. Moje
spojrzenie spoczęło na małym ogródku rozciągającym się za domem. – Mogę... Mogę
się przejść? – Spytałam.
– Jasne – odrzekł. Otworzyłam tylne drzwi
zwabiona ciekawością. Przywitało mnie głośne, radosne szczekanie oraz tupot
małych łapek. Momentalnie się rozczuliłam i kucnęłam przed małym, uroczym
szczeniaczkiem. Piesek przyjaźnie polizał mnie po rękach i uszczęśliwiony
zamerdał ogonkiem. Z czułością pogłaskałam jego miękką sierść. – To Baloo –
Głos Kaia sprawił, że podskoczyłam w miejscu.
– Jest twój? – upewniłam się. Niemiec potwierdził
moje przypuszczenia. – Jest rozkoszny – Pisnęłam.
– Jak jego pan – oznajmił z dumą Kai. Prychnęłam
pod nosem. – Chyba cię polubił – Stwierdził.
– Z wzajemnością! – potarłam jego nosek, by
wyrazić swoją sympatię. Baloo zaszczekał z aprobatą. Odłożyłam go na ziemię i
weszłam do ciepłego pomieszczenia. Na stole stał kubek z gorącą herbatą. Od
razu wzięłam go do ręki, by się ogrzać. Kai usiadł naprzeciwko mnie. Upił spory
łyk kawy. Żadne z nas nie wiedziało, co powiedzieć. Zachowywaliśmy się jak
speszone dzieciaki przyłapane na gorącym uczynku. Nie potrafiliśmy przebywać w
swojej obecności w głuchej ciszy. Nie mieliśmy tematów do rozmów. Ten
nieoczekiwany wniosek sprawił, że poczułam ucisk w sercu. Chciałam to zmienić.
Chciałam poznać Kaia od innej strony, ale kompletnie nie wiedziałam, jak się za
to zabrać. Nie chciałam wyjść na namolną dziewuchę. To że się całowaliśmy nie
miało znaczenia. Nie miałam nawet pojęcia, czy Kai mnie lubi. Odchrząknęłam. –
Paula poprosiła mnie, abym wręczyła ci prezent od niej – Wyjaśniłam wskazując
na małą ozdobną paczuszkę. – Gdyby przyjechała wręczyć ci go osobiście,
spóźniłaby się na samolot do Niemiec... – Zaczęłam mocniej obejmując kubek.
– Dziękuję – powiedział. – Wiesz, co jest w
środku? – Zainteresował się.
– Nie – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
– Może prezerwatywy – zażartował spoglądając mi
głęboko w oczy. Przełknęłam ślinę. Próbowałam zamaskować rumieńce, ale nie
udało mi się.
– M-może – potwierdziłam spuszczając wzrok.
Zachowywałam się jak niedoświadczona nastolatka. W jego obecności mój mózg nie
funkcjonował normalnie. – Mogą ci się przydać – Rzuciłam swobodnie.
– Raczej nie, Sophia już wyjechała – zrobił
smutną minę. Co za palant! – A ty wykorzystałaś swoje?
– Co cię to obchodzi? – warknęłam wstając z
krzesła. Kai znacząco podniósł mi ciśnienie. Oczywiście musiał dolać oliwy do
ognia. Inaczej nie byłby sobą. – Zajmij się lepiej swoją byłą. Swoją drogą to
urocze, że wciąż trzymasz wasze wspólne fotografie – Zironizowałam. Wzrok
Niemca podążył za moim. Zatrzymał się na ramkach zdobiących komodę. – Ja nie
eksponuję zdjęć ze swoim byłym.
– Wiem, byłem w twoim mieszkaniu. Zdążyłem się
trochę rozejrzeć – uśmiechnął się kpiąco.
– Wychodzę – mruknęłam. Dopiero teraz dostrzegłam
zawieszoną w korytarzu jemiołę.
– Miała być dla Sophii, ale nie zdążyliśmy jej
wykorzystać – szepnął stając za mną.
– Po co mi to mówisz? Ale dziękuję za podsunięcie
pomysłu! Może wykorzystam ten motyw podczas sylwestra, na którego zaprosił mnie
Martin – odwróciłam się do niego. Posłałam w jego stronę słodki uśmiech. Kai
uwierzył w moje małe kłamstewko.
– Po moim trupie! – wybuchnął, czym wprawił mnie
w zdziwienie. Bez zastanowienia pchnął mnie na ścianę i gwałtownie pocałował.
Zaskoczona, na moment wstrzymałam oddech. Pod wpływem jego agresywności oddałam
pocałunek. Tak bardzo tego pragnęłam. Tak bardzo pragnęłam jego... Szarpnęłam
go za włosy pojękując. Kai objął mnie mocniej. Nasze ciała splotły się ze sobą,
stworzyły harmonię. Nie chcieliśmy tego przerywać, chcieliśmy przeciągać tę
rozkosz w nieskończoność. Natarczywy dzwonek ostudził nasze zapędy. Odsunęliśmy
się od siebie z niechęcią. – Maddie... – Szepnął odgarniając kosmyk moich
włosów za ucho. Topniałam.
– Kai... – wymruczałam. Jak zahipnotyzowana
wpatrywałam się w jego nabrzmiałe wargi. – Kai...
– Muszę otworzyć – warknął z frustracją.
Zgodziłam się kiwając głową. Jednocześnie pragnęłam zerwać z niego ubranie i
dać się ponieść. Na samą myśl zrobiło mi się gorąco. Nerwowo przestąpiłam z
nogi na nogę. Powinnam była wyjść dawno temu. – Już jesteście? Miałem was
odebrać z lotniska! – Głos Kaia wyrażał zdumienie. Przestraszona spojrzałam na
osoby tłoczące się przy drzwiach. Niemiec nie musiał mi ich przedstawiać. Od
razu wywnioskowałam, że stoją przede mną jego rodzice oraz rodzeństwo. Moje
ciśnienie momentalnie podskoczyło. Mama Kaia posłała w moją stronę lekki
uśmiech, a tata perskie oko. Przeklęłam w myślach swoją głupotę. Szybko
poprawiłam wymiętą bluzkę. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu. –
Mamo, tato, to jest Maddie – Rzucił swobodnie. – To są moi rodzice, a to Lea i
Jan – Dokończył.
– Dz-dzień dobry – wyjąkałam speszona. Narzuciłam
na siebie płaszcz. – Bardzo mi miło państwa poznać, jednak muszę już iść –
Powiedziałam.
– Szkoda – westchnął tata Niemca. – Może innym
razem poznamy się troszkę lepiej – Znowu do mnie mrugnął.
– Tato – Kai popatrzył na niego oskarżycielsko.
Udał, że zamyka usta niewidzialnym kluczykiem. Mimowolnie parsknęłam śmiechem,
co trochę rozluźniło atmosferę. Pożegnałam się ze wszystkimi, nie wyłączając
Baloo, który przybiegł polizać mnie po ręce. Czym prędzej opuściłam dom Kaia.
Czas stawić czoła własnym rodzicom.
***
Witam!